20.07
Plan na dziś powstał rano. Napa Valley ze swoimi winnicami odpadła w przedbiegach - trzeba by przejechać ponad 400 km. Po przejechaniu do tej pory ponad 5 tysięcy km jakoś niechętnie myślałem o spędzenia znów połowy dnia za kierownicą.. Park z kuzynami Sekwoi, Redwoods, też wyglada atrakcyjnie. I jest bliżej - tuż za Golden Gate, ktory dziś był żelaznym punktem. Drzewa te są wyższe od Sekwoi, ale "delikatniejsze", w związku z czym nie "budzą aż takiego szacunku".. Ale też są piękne, mają po tysięc lat i więcej, rosną w grupach co dodaje im tajemniczości, wiec spacer miedzy nimi dostarcza sporo wrażeń..
Po obiedzie w knajpie nad wodą (ach ten Chowder Clam - jemy już trzeci raz, choć za każdym razem nieco inaczej zrobiony, właściwie - zrobiona ;) ), czas na Golden Gate, jeden z najbardziej obfotografowanych obiektów swiata.. Ale i tak miło popatrzeć. Nieważne jak wspaniałą rzecz się ogląda - ważne co sie czuje :). A każdy czuje inaczej..
Przy moście trochę wiało - oby nie skończyło sie przeziębieniami..
Powrót przez most, to już drugi dzisiaj. Wcześniej był przejazd przez o wiele dłuższy Richmond-San Rafael Bridge, ale Golden Gate robi większe wrażenie. Może poprzez swoją sławę ?
Skoro już byliśmy po stronie SF, to "zaszaleliśmy" - wpakowalismy sie w samo centrum :). Trzeba było przecież zaliczyć zjazd krętą Lambert Street. No i - San Francisco to piękne miasto ;).
Na koniec powrót przez ogromny San Francisco-Oakland Bay Bridge i trzy z czterech wielkich mostów otaczających miasto mamy "zaliczone". Pozostał jeszcze na deser ostatni, chyba najdłuższy - San Mateo Bridge, ale to już jutro, w drodze na lotnisko.
Czas zacząć operację "powrót" , czekają nas dwa ciężkie dni i dwie zmiany czasu..
Plan na dziś powstał rano. Napa Valley ze swoimi winnicami odpadła w przedbiegach - trzeba by przejechać ponad 400 km. Po przejechaniu do tej pory ponad 5 tysięcy km jakoś niechętnie myślałem o spędzenia znów połowy dnia za kierownicą.. Park z kuzynami Sekwoi, Redwoods, też wyglada atrakcyjnie. I jest bliżej - tuż za Golden Gate, ktory dziś był żelaznym punktem. Drzewa te są wyższe od Sekwoi, ale "delikatniejsze", w związku z czym nie "budzą aż takiego szacunku".. Ale też są piękne, mają po tysięc lat i więcej, rosną w grupach co dodaje im tajemniczości, wiec spacer miedzy nimi dostarcza sporo wrażeń..
Po obiedzie w knajpie nad wodą (ach ten Chowder Clam - jemy już trzeci raz, choć za każdym razem nieco inaczej zrobiony, właściwie - zrobiona ;) ), czas na Golden Gate, jeden z najbardziej obfotografowanych obiektów swiata.. Ale i tak miło popatrzeć. Nieważne jak wspaniałą rzecz się ogląda - ważne co sie czuje :). A każdy czuje inaczej..
Przy moście trochę wiało - oby nie skończyło sie przeziębieniami..
Powrót przez most, to już drugi dzisiaj. Wcześniej był przejazd przez o wiele dłuższy Richmond-San Rafael Bridge, ale Golden Gate robi większe wrażenie. Może poprzez swoją sławę ?
Skoro już byliśmy po stronie SF, to "zaszaleliśmy" - wpakowalismy sie w samo centrum :). Trzeba było przecież zaliczyć zjazd krętą Lambert Street. No i - San Francisco to piękne miasto ;).
Na koniec powrót przez ogromny San Francisco-Oakland Bay Bridge i trzy z czterech wielkich mostów otaczających miasto mamy "zaliczone". Pozostał jeszcze na deser ostatni, chyba najdłuższy - San Mateo Bridge, ale to już jutro, w drodze na lotnisko.
Czas zacząć operację "powrót" , czekają nas dwa ciężkie dni i dwie zmiany czasu..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz