To powtarzane w przwodnikach stwierdzenie zdaje sie znajdować potwierdzenie w rzeczywistości.. Bajkowe otoczenie sprawia, że teraz nie dziwię się czemu tak wielu sławnych i bogatych ludzi ma tu swoje rezydencje. To co daje sie zaobserwować na 1szy rzut oka to fakt, ze mimo swoich rozmiarów doskonale zostały wkomponowaną w otoczenie..
Ranek rozpoczął sie od gorączkowych poszukiwań telefonu - całą noc przespałem w przeświadczeniu że został w sklepie poprzedniego wieczoru - jakieś 15km od hotelu. Już prawie wsiadłem do samochodu... na szczęście młode oczy Agnieszki wypatrzyly go pod łóżkiem.. Kupa kłopotów zaoszczędzona :).
Potem było już słonecznie i kolorowo:
Miasto jest wyjątkowe jeszcze z jednego powodu.. Okazuje sie ze mieszkańcy mają tak dużą siłę przekonywania że udało im sie "namówić" McDonaldsa, żeby miejscowy bar tej sieci jako jedyny na świecie miał logo w kolorze "niefirmowym". Sprawdziliśmy - i rzeczywiście, jest zielone ;):
Po południu przejazd do Wiliams - "bazy wypadkowej do Grand Canyon'u. Tym razem obyło sie bez burzy.. do czasu ;). Kolację rozpoczęliśmy przy stole na zewnątrz restauracji, skończyliśmy przezornie chowajac się przed ulewą.. Na kolacje miały być, 1szy raz w trakcie naszego pobytu steki, i były.. Niestety zimne :( i po godzinnym oczekiwaniu.. Jak widać - popsuć można wszystko, nawet steka w Stanach.Szkoda gadać..
Nasz motel znajdował sie przy starym odcinku kultowej Route 66 - daje sie to zauważyć na każdym kroku:
Dziś odkryliśmy ( ;) ) jedną bardzo fajną cechę amerykańskich moteli - maszyny do lodu do dyspozycji gości :). Przy upałach odchodzących do 40+ stopni to bardzo cieszy :)..
Ranek rozpoczął sie od gorączkowych poszukiwań telefonu - całą noc przespałem w przeświadczeniu że został w sklepie poprzedniego wieczoru - jakieś 15km od hotelu. Już prawie wsiadłem do samochodu... na szczęście młode oczy Agnieszki wypatrzyly go pod łóżkiem.. Kupa kłopotów zaoszczędzona :).
Potem było już słonecznie i kolorowo:
Po południu przejazd do Wiliams - "bazy wypadkowej do Grand Canyon'u. Tym razem obyło sie bez burzy.. do czasu ;). Kolację rozpoczęliśmy przy stole na zewnątrz restauracji, skończyliśmy przezornie chowajac się przed ulewą.. Na kolacje miały być, 1szy raz w trakcie naszego pobytu steki, i były.. Niestety zimne :( i po godzinnym oczekiwaniu.. Jak widać - popsuć można wszystko, nawet steka w Stanach.Szkoda gadać..
Nasz motel znajdował sie przy starym odcinku kultowej Route 66 - daje sie to zauważyć na każdym kroku:
Dziś odkryliśmy ( ;) ) jedną bardzo fajną cechę amerykańskich moteli - maszyny do lodu do dyspozycji gości :). Przy upałach odchodzących do 40+ stopni to bardzo cieszy :)..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz