06.07
Dosłownie i w przenośni.. Z atrakcjami, które są tak rozreklamowane i powszechnie znane często niestety bywa krucho - łatwo o rozczarowanie. Trochę sie tego bałem - po obejrzeniu tylu zdjęć co mogłoby mnie tu zaskoczyć ? Okazuje się że wszystko..
Po godzinnej podróży przez wypalony słońcem las i prerię, po baaardzo rozległej i płaskiej równinie (na poziomie ponad 2tys. metrów), i zaparkowaniu samochodu człowiek udaje sie spokojnym krokiem w kierunku krawędzi.. Muszę powiedzieć ze odczuwałem spore emocje.. Hmm.. w tym wieku i po odwiedzenia tylu rożnych miejsc.. ? A jednak. Po chwili przekonałem sie ze to emocje całkowicie uzasadnione. Nic nie odda tego zaskoczenia i wrażenia, przy pierwszej myśli: "kurnaś, to jest naprawdę cholernie głęboka dziura". Kanion po prostu zionie otchłanią. W dodatku ta cisza.. Pierwsze wrażenie i pierwsze spojrzenie skłaniają do stwierdzenia: to naprawdę jeden z piękniejszych widoków jakie w życiu widziałem.. Pozostawało tylko "chłonąć":
W parku spędziliśmy kilka godzin. Oprócz centralnego "Mother View" , przejechaliśmy jeszcze na "Grand View" i "Desert View". Miejsc widokowych jest wiele więcej, ale i te pozwalają się nasycić. Kolejna rzecz, która na pewno utkwi w pamięci..
Po drodze dalej - mała przygoda: mój ulubiony aparat fotograficzny został w przydrożnej restauracji. Z dużą częścią zdjeć z Kanionu.. Zorientowałem sie mniej więcej po 40 km. Powrót, ponad godzina stracona - aparat na szczęście nie. Uff..
Wieczór - w Page. Hotel udało sie znaleźć szybko, starczyło wiec czasu na wizytę w Wolmart'cie. Jak Ameryka to Ameryka :).
Ale zanim zakupy - była jeszcze wisienka na torcie - Horseshoe Bend. Jeśli to miejsce nie jest na liście siedmiu cudów swiata to należałoby sie zastanowić nad jej przeredagowaniem...
W Page zostajemy na 2 noce - jutro Kanion Antylopy.. Juz czuję dreszczyk :).
Tylko cholera już miejsca w IPadzie brakuje na backupy zdjęć..
Dosłownie i w przenośni.. Z atrakcjami, które są tak rozreklamowane i powszechnie znane często niestety bywa krucho - łatwo o rozczarowanie. Trochę sie tego bałem - po obejrzeniu tylu zdjęć co mogłoby mnie tu zaskoczyć ? Okazuje się że wszystko..
Po godzinnej podróży przez wypalony słońcem las i prerię, po baaardzo rozległej i płaskiej równinie (na poziomie ponad 2tys. metrów), i zaparkowaniu samochodu człowiek udaje sie spokojnym krokiem w kierunku krawędzi.. Muszę powiedzieć ze odczuwałem spore emocje.. Hmm.. w tym wieku i po odwiedzenia tylu rożnych miejsc.. ? A jednak. Po chwili przekonałem sie ze to emocje całkowicie uzasadnione. Nic nie odda tego zaskoczenia i wrażenia, przy pierwszej myśli: "kurnaś, to jest naprawdę cholernie głęboka dziura". Kanion po prostu zionie otchłanią. W dodatku ta cisza.. Pierwsze wrażenie i pierwsze spojrzenie skłaniają do stwierdzenia: to naprawdę jeden z piękniejszych widoków jakie w życiu widziałem.. Pozostawało tylko "chłonąć":
W parku spędziliśmy kilka godzin. Oprócz centralnego "Mother View" , przejechaliśmy jeszcze na "Grand View" i "Desert View". Miejsc widokowych jest wiele więcej, ale i te pozwalają się nasycić. Kolejna rzecz, która na pewno utkwi w pamięci..
Po drodze dalej - mała przygoda: mój ulubiony aparat fotograficzny został w przydrożnej restauracji. Z dużą częścią zdjeć z Kanionu.. Zorientowałem sie mniej więcej po 40 km. Powrót, ponad godzina stracona - aparat na szczęście nie. Uff..
Wieczór - w Page. Hotel udało sie znaleźć szybko, starczyło wiec czasu na wizytę w Wolmart'cie. Jak Ameryka to Ameryka :).
Ale zanim zakupy - była jeszcze wisienka na torcie - Horseshoe Bend. Jeśli to miejsce nie jest na liście siedmiu cudów swiata to należałoby sie zastanowić nad jej przeredagowaniem...
Tylko cholera już miejsca w IPadzie brakuje na backupy zdjęć..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz