Generalnie - idąc tu ulicą ma się wrażenie chodzenia po tykającej bombie. Jeśli przesadzam to niewiele. Ktoś zbudował miasto nad przedsionkiem piekła..
Kolacja - w „Kura Sushi” - prawie w pełni zautomatyzowanej, sieciowej "suszarni": najpierw bilet z maszyny z miejscem w kolejce, potem maszyna przydziela miejsce przy stoliku (40 min. czekania dziś..), potem zamówienie na elektronicznym panelu (można też zdjąć z automatycznej taśmy), potem górna taśma (zainstalowana nad tą, po której jeżdżą sobie w kółko porcje sushi), też automatyczna, dostarcza zamówienie bezpośrednio do stolika (oczywiście w trakcie można "domawiać" kolejne porcje), na końcu - automatyczne podliczenie i samoobsługowa kasa. No i sushi całkiem niezłe bo przerób mają duży, wszystko - mniej więcej za pół ceny w porównaniu z daniem w standardowym barze. Czuliśmy się jak bohaterowie filmu sf.
Wieczorem wizyta w pobliskim onsenie. Sporo Japończyków dziś bo mają długi weekend. Kości wygrzane, a to dopiero wstęp - jutro zostajemy w Beppu bez żadnego "planu dnia" - zmieniamy tylko hotel ma taki z onsenem na dachu. Chillout pełną gębą :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz