Dzisiejszy i kolejne dwa dni - dedykowane ptakom. Musieliśmy się sporo przemieścić przed jutrzejszym rejsem, więc po drodze trzeba było znaleźć jakieś ciekawe miejsce. Robert Findlay Wild Life Reserve (wschodnie wybrzeże) na oko wydawał się właściwy. Nie spiesząc się dotarliśmy tam wczesnym popołudniem. Na pierwszy rzut oka - żywego ducha. Przy brzegu całkiem spora laguna, tyle że.. sucha. Ptaków brodzących w piachu.. no - nie ma. W jedynym, lekko wilgotnym miejscu zgromadziło się na początku kilkanaście sztuk ostrygojadów nowozelandzkich, potem zaczęły przylatywać następne, ale jak to mówią - dupy nie urywa. 2 km dalej było coś w rodzaju punktu informacyjnego, gdzie dowiedzieliśmy się że ptaki najlepiej tu oglądać w czasie między 2h przed i 2h po przypływie. Przypływ dziś - 16.10, spojrzenie na zegarek - jest 14.10. Do samochodu - i z powrotem na „łowisko”. Już z daleka było widać zmianę - ostrygojadów już nie dziesiątki a setki - i lecę kolejne, całymi stadami. Obok nich mniejsza, ale też liczna grupa szlamników, oprócz tego szczudłaki, siewki i jakieś rude stworzenia - prawdopodobnie biegusy rdzawe. Zrobiło się małe widowisko. Z jakiegoś powodu o określonej godzinie w to samo miejsce zleciało się tysiące ptaków. I jedna czapla. Fotografowanie było trudne ze względu na falowanie rozgrzanego powietrza i odległość, ale wrażenia i widoki - warte „zboczenia z trasy”.
Po południu przemieściliśmy się na Red Bitch, na północ od Auckland, kilkanaście km od przystani, z której jutro popłyniemy na wyspę Tiritiri Matangi. Nie udało się na południowej wyspie - liczymy, że uda się na północnej. Jeśli nasze auto się nie „rozkraczy”, bo od kilku dni wydaje dziwne dźwięki..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz