czwartek, 7 marca 2013

Yaxchilan - tu kończy się Meksyk..

Wpis z 05.03.2013.
Pobudka znów wcześnie rano - tym razem 5.30.. Masochizm. Nasze organizmy od kilku dni funkcjonują już w czasie meksykańskim, więc wstawanie o tej porze jest lekko bolesne.. Na głodnego pakujemy się do busa i w drogę - wzdłuż granicy z Gwatemalą. Jedziemy rozległą doliną, otoczoną niebyt wysokimi ale dość stromymi wzgórzami - takie garbate góry.. Wszystko wkoło intensywne zielone - to zupełnie inny krajobraz od stanu Jukatan - teraz jesteśmy w Chiapas.. Co 20-30 km na drodze posterunki wojskowe, obsadzone żołnierzami z długą bronią. Na niektórych - worki z piaskiem.. Nie zatrzymują nas - przyglądają się tylko uważnie. Nie widać stacji benzynowych, za to co jakiś czas przy drodze ogłoszenia o przygodnej sprzedaży benzyny.


Ludzie gromadzą benzynę w plastikowych kanistrach, w chatach przy drodze i handlują.. Jakby to kiedyś.. gruchnęło to połowy wsi nie znajdą, nie mówiąc o chacie delikwenta..
Po stu-kilkudziesięciu km skręcamy w lewo w kierunku granicy. Droga przestała być dobra - zaczęła być fatalna - jedziemy jakieś 20-30 km/h. Po dojechaniu do miejscowości granicznej niektórz nasi wpółpasażerowie zostają w szopie, w kttórej mieści się postarunek straży, a my - na przystań. Rzeka ma tu szerokość Wisły w dolnym biegu. Po drugiej stronie - Gwatemala..


Pakujemy się na długą, wąską łódź i w drogę. Przed nami 22 km drogą wodną.


Przypomina się rejs po Rio Celestun - tam sceneria była nieco inna ;).


Po pół godzinie - dobijamy do miejsca, gdzie w dżungli ukryte są ruiny..
Miejsce ma wyjątkowy urok. Jego niedostępność i położenie wśród bogatej roślinności wzmaga jeszcze poczucie tajemniczości..





Włóczymy się wśród ruin z przewodnikiem Juanem, oryginalnym Mayem, kórego hiszpański, nie jest native językiem.. Nie tylko ruiny robią tu wrażenie..


Po obiedzie - wizyta w Bonampak. To już chyba ostatnie ruiny, który odwiedziliśmy w Meksyku. Znajdują się na terytorium ludu Lacandun. Ich tradycyjnym strojem jest prosta, długa, biała tunika. W zestaieniu z czarnymi, długimi włosami - rzuca się w oczy. Stanowisko nie jest duże więc spędzamy tu tylko godzinę..


O wyjątkowości miejsca stanowią doskonale zachowane malowidła ścienne - bogate w treści i kolorystyce.. , ale ruin już nam wystarczy. Dzisiejszy nocleg - w chacie niedaleko wejścia do strefy archeologicznej. Jesteśmy bardzo daleko od domu.. Po zachodzie słońca,


zrobiło się baardzo cicho..
Na kolację dostaliśmy kurczaka smażonego w głębokim tłuszczu. Gdyby nie kości można by było go wyżąć.. Powoli zaczynamy mieć dość meksykańskiej kuchni w jej oryginalnym wydaniu.. Naprawdę wolę tę z meksykańskich knajp w Polsce.. Wszechobecne tu placki są niesłone i robione często z mąki gryczanej, której nie lubię. W posiłkach pełno mięsa i poza gotowaną paćką z fasoli - mało warzyw.. Na szczęście - dużo tu owoców i są stosunkowo tanie, a soki podawane do posiłku często są świeżo tłoczone i pyszne :).
W naszej chacie jaszczurek dziś nie ma.
Szkoda ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz