Gospodarze się postarali - to najlepsze jak do tej pory śniadanie na naszym wyjeździe.. Najpierw owoce..
To ciemniejsze, po lewej na talerzu, z widoczną tylko skórką to kajnito.. To z tyłu to sapote... To z prawej to.. arbuz :). Potem - właściwe danie..
Liczymy,że jutro będzie równie dobrze :) :).
Terminal autobusowy jest w odległości walking distance, więc bilety mieliśmy kupione już koło 8.30. Nie korzystaliśmy póki co z usług agencji turystycznych, i na razie się na to nie zanosi. Transport autobusowy jest tu bardzo sprawny, pik sezonu raczej to nie jest, więc i specjalnych trudności nie ma - resztę załatwiają przewodniki i miejscowe opisy atrakcji :). Jeszcze tylko miejscowe drożdżówki na drogę (wczorajsze - wygląda na to, że miejscowi cukiernicy śpią w nocy - jak ludzie :) ) - i do autobusu. Przed nami 80 km.
Uxmal był jednym z trzech najważniejszych ośrodków Majów w tym regionie. Stanowisko archeologiczne jest rozległe, a budowle imponujące.
Do odwiedzin w słynnym Chichen Itza, które znajduje się w okolicy, zniechęciły nas informacje o tłoku, nachalnych sprzedawcach i fakt,że budowle są "odgrodzone" od zwiedzających.. Uxmal ma podobną wielkość, ale nie jest tak zatłoczone.. Duża część zabudowań jest dobrze odrestaurowana, po większości można sobie chodzić, w tym - po "wielkiej piramidzie". Ma wysokość około 10ciu pięter i jest bardzo stroma - sama frajda tam się wdrapać ;).
Duże wrażenie robi Piramida Wróża/Czarownika, odnowiona w całości - góruje nad całym stanowiskiem.
Ponoć zwieńczeniem charakterystycznego dla Majów stylu Puuc jest z kolei fasada Pałacu Gubernatora. Około 100m starannie odtworzonej symboliki "Indian" - jest na co popatrzeć. To zresztą nie jedyne miejsce gdzie tą symbolikę można podziwiać z bliska..
Tłoku rzeczywiście w zasadzienie ma, więc myszkowanie pomiędzy poszczególnymi budowlami nabiera dodatkowej aury tajemniczości ;).
Jest cicho, wkoło dziwna roślinność, budowle o tajemniczych nazwach i przeznaczeniu..
Emocje potęgują ostrzeżenia przed zwierzętami.. :).
Jedno zwierzę się nawet wylegiwało na kamieniu.. ;)
Naszą uwagę zwróciła symbolika charakterystyczna dla wielu różnych kultur, zdaje się nie tylko prekolumbijskich.. :)
W sumie - dzień w stylu "light" - bez pośpiechu, zgiełku i przy sprzyjającej pogodzie (cały czas odczuwamy skutki poparzeń z Isla Mujeres ;) więc niewielka ilość słońca nam nie przeszkadza..). Jak to na urlopie :). No - z małym wyjątkiem: wracaliśmy bardzo głodni, od śniadania zjedliśmy tylko po drożdżowce ;). Na szczęście tu łatwo nadrobić zaległości - np. ziemniakiem nadziewanym mięskiem, pieczarkami i sererm, z tradycyjnymi przyprawami, w tym - ulubioną pastą z Avocado..:)
Jeszcze wieczorny spacer, gdzie jak zwykle można zobaczyć, ciekawe rzeczy, np. - improwizowany kurs szydełkowania..
czy "psie" manekiny w sklepie dla ludzi..
i czekamy na nowy dzień.. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz