czwartek, 7 marca 2013

Kąpiel w wodospadzie - Lacandon Jungle

Wpis z 06.03.2013
Drugi dzień bez zasięgu Internetu ;). Nie ma tu też zasięgu telefonu... Dziś taki "easy day" - kilka godzin włóczyliśmy się po rezerwacie, gdzie Meksykanie próbują odtworzyć las tropikalny.. Primary ani Secondary Jungle to nie jest, ale i tak można doskonale poczuć atmosferę lasów deszczowych. Jest dość parno i ciepło, ale odbiega to daleko od warunków naprawdę tropikalnych. Jednym słowem - przyjemnie :). Towarzyszy nam Maya o imieniu David - nasz przewodnik.
To co niezmiennie zdumiewa w takich miejscach, to różnorodność form,


,


bogactwo przejawiające się ilością i wielkością,





zdolność do koegzystancji,


umiejętność dostosowania się, często - pomysłowość (np. - drzewo potrafi opuścić cieniutką lianę wiele metrów po to, żeby sięgnąć powierzchni oczka wodnego ;) ),


wreszcie - różnorodność metod walki o przetrwanie. Po "walking trees" z peruwiańskiej dżungli, tym razem np. dowiedzieliśmy się o roślinach/drzewach, które najpierw oplatają pień innego drzewa, podpierając się na nim, a następnie z czasem.. "zjadają je" - ze starego drzewa w środku nie zostaje nic.. Oprzeć się na kimś, a następnie - "wyssać do cna".. Hmm..
W dodatku do tego wszystkiego - spotyka się tam po prostu wiele urokliwych miejsc :)





Kulminacją naszego spaceru była wizyta przy ukrytym w gąszczu wodospadzie.


Woda opada z wielu stron, tworząc m.in. mini jeziorka, w których nie omieszkaliśmy się wykąpać :).


Nie, nie - na zdjęciu wyżej to nie my :). Zdjęcia z naszej kąpieli tylko na specjalnych, prywatnych pokazach po powrocie :). Po wyjściu z lasu ;), w oczekiwaniu na transport, zajrzeliśmy jeszcze do małego pueblito,


podglądając życie miejscowych, którzy oprócz wyciągania pieniędzy od Gringos, trudnią się jeszcze hodowlą kukurydzy i bananów.


Jak wspomniałem wczoraj - sporą grupę stanowią tu ludzie Lacandon.. Oni też trudnią się oprowadzaniem "oszołomów z kamerami" ;)


albo sprzedawaniem wyrobów z tego co puszcza wyprodukowała ;).


Podróż powrotna do Palenque nam się dłuży, bo kierowca furgonetki "za bardzo dynamiczny" to nie jest ;). Powodem jest też większa aktywność wojskowych na posterunkach. Może to dlatego, że już po zmroku.. Wracamy do campu koło ruin, a jutro - San Cristobal de Las Casas..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz