Starówka Puebli wpisana jest na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jak na bastion katolicyzmu z czasów kolonialnych przystało - w samym tylko ścisłym centrum miasta znajduje się około 80 kościołów, z prawdziwą perłą, zwaną tu ósmym cudem świata, Kaplicą Rosario w klasztorze Santo Domingo
oraz największą katedrą na kontynencie amerykańskim na czele. Postanowiliśmy sprawdzić jak sprawy się mają na żywo :).
Miłym zaskoczeniem jest to, że te wszystkie kościoły ( no.. nie odwiedziliśmy wszystkich.. :) ), przynajmniej z zewnątrz są bardzo kolorowe. Nawet sama katedra, mimo sinej fasady, w dużej części pomalowana jest na brązowy (żywy..) kolor.
Poza tym był jeszcze kościół bordowy,
żółty,
pomarańczowo-ciemnożółty,
wielokolorowy, z akcentami kafelkowymi - bardzo tu charakterystycznymi,
i niebieski (temu już zdjęcia nie zrobiłem ;) ).
Puebla jest w ogóle bardzo kolorowa. Domy,
ulice,
wnętrza restauracji,
:)
a nawet panie sprzątające ulice ;).
Kolory za długo nie powinny pozostawać nie zmienione,
można je też wykorzystywać,żeby pozostać niewidocznym w centrum miasta. Przynajmniej - spróbować :).
Trzeba powiedzieć, że im dłużej kluczyliśmy ulicami miasta tym bardziej zaczynało ono nam się podobać.. Po drodze trafiliśmy m.in. na rynek rybny, gdzie w "morskiej" restaturacji spróbowaliśmy m.in. koktajlu z krewetek i Ceviche z ośmiornicy - mam nadzieję, że nasze żołądki i to wytrzymają.. Zostałem też właścicielem gustownego, bardzo kolorowego, ręcznie robionego poncho :). Rozmiar - XXL (było robione chyba na amerykańskiego turystę ;) ). Jest ciepłe - przyda się na powrót. Właśnie przeczytałem, że w Warszawie jak wylądujemy ma być minus 10 stopni..
Biorąc pod uwagę okoliczności - to już ostatni wpis z terytorium Meksyku. Pewnie coś jeszcze na koniec dopiszę, ale to już w samolocie..
oraz największą katedrą na kontynencie amerykańskim na czele. Postanowiliśmy sprawdzić jak sprawy się mają na żywo :).
Miłym zaskoczeniem jest to, że te wszystkie kościoły ( no.. nie odwiedziliśmy wszystkich.. :) ), przynajmniej z zewnątrz są bardzo kolorowe. Nawet sama katedra, mimo sinej fasady, w dużej części pomalowana jest na brązowy (żywy..) kolor.
Poza tym był jeszcze kościół bordowy,
żółty,
pomarańczowo-ciemnożółty,
wielokolorowy, z akcentami kafelkowymi - bardzo tu charakterystycznymi,
i niebieski (temu już zdjęcia nie zrobiłem ;) ).
Puebla jest w ogóle bardzo kolorowa. Domy,
ulice,
wnętrza restauracji,
:)
a nawet panie sprzątające ulice ;).
Kolory za długo nie powinny pozostawać nie zmienione,
można je też wykorzystywać,żeby pozostać niewidocznym w centrum miasta. Przynajmniej - spróbować :).
Trzeba powiedzieć, że im dłużej kluczyliśmy ulicami miasta tym bardziej zaczynało ono nam się podobać.. Po drodze trafiliśmy m.in. na rynek rybny, gdzie w "morskiej" restaturacji spróbowaliśmy m.in. koktajlu z krewetek i Ceviche z ośmiornicy - mam nadzieję, że nasze żołądki i to wytrzymają.. Zostałem też właścicielem gustownego, bardzo kolorowego, ręcznie robionego poncho :). Rozmiar - XXL (było robione chyba na amerykańskiego turystę ;) ). Jest ciepłe - przyda się na powrót. Właśnie przeczytałem, że w Warszawie jak wylądujemy ma być minus 10 stopni..
Biorąc pod uwagę okoliczności - to już ostatni wpis z terytorium Meksyku. Pewnie coś jeszcze na koniec dopiszę, ale to już w samolocie..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz