wtorek, 5 marca 2013

Celestun - c.d.

Uzupełniając poprzedni wpis - krótka dokumentacja fotograficzna wypadu do rezerwatu Celestun..
Po krótkich negocjacjach,


udaliśmy się półciężarówką do portu,


starając się po drodze m.in. zaznajomic z małomównym tutystą z Denver.


W porcie,








musieliśmy trochę zaczekać aż kapitan przygotuje łódź ( wyleje wodę i uruchomi ledwo żywy silnik :) ). Jak już się udało - 45 min. szybkiej jazdy, najpierw wzdłuż brzegu Zatoki Mekyskańskiej, a następnie - przez ujście rzeki Rio Celestun. Po drodze spłoszyliśmy m.in. białe pelikany,





ale naszym celem było przede wszystkim ogromne stado flamingów, które w pewnym momencie zaczęło majaczyć na horyzoncie..


Po chwilę podpłynęliśmy bliżej..


Trudno to opisać - trzeba to zobaczyć, usłyszeć i poczuć.





l


























W drodze powrotnej - wpłynęliśmy w kanał namorzynowy, żeby bliżej im się przyjrzeć














Z powrotem - najpierw krótko po rzece,


a potem półgodzinny spacer..


Myślę, że ten wypad zapamiętam na długo - taka masa flamingów w ich naturalnym środowisku robi wrażenie. Jeszcze jak to piszę mam lekki dszczyk emocji. ;)
Wieczorem wróciliśmy do Meridy, i po krótkim pożegnaniu z naszymi gospodarzami, Janem i Lindą - dalej, w 9-cio godzinną podróż do Palenque. Gdzie wylądowaliśmy około szóstej rano. Ale o tym - następnym "wejściu" :). Jutro - dwudniowa wyprawa wzdłuż granicy z Gwatemalą,m.in. do tajemniczych ruin w dżungli, gdzie dotrzeć można tylko rzeką.
Internetu nie ma tam na pewno więc co najmniej dwa dnie przerwy w "nadawaniu" :)..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz