Jak zaczynać oglądanie żółwiowych wysp to oczywiście od żółwi. Niejeden mógłby tak pomyśleć. Naszą intencją było właściwie co innego.., ale przecież my nie z tych co zamykają się na pojawiające się możliwości. Nie zdążyliśmy nawet dobrze wyjść z hotelu, a już napatoczył się driver z ofertą. Cena przyzwoita, driver miły, więc zaakceptowaliśmy.. Czyli - jednak żółwie. Wcześniej śniadanie z widokiem na port i krótka wizyta w miejscu gdzie rybacy sprzedają świeży połów i gdzie przy okazji parę innych stworzeń się pożywi. Szybujące fregaty robią naprawdę wrażenie..
Potem - El Chato gdzie mieszkają żółwie słoniowe i gdzie mieliśmy przypadkiem okazję kibicować stulatkowi w seksie (gratuluję, nie zazdroszczę, żółwie współżyją podobno 2-3 h..). Cała "akcja" zakończyła się interwencją 130-to letniego gospodarza terenu, który bezceremonialnie zrzucił delikwenta z samicy - normalnie akcja na sensacyjny film przyrodniczy.. Wczesne popołudnie - na malowniczejplaży, gdzie oprócz pięknie kolorowych krabów zawarliśmy znajomość z trzeba legwanami morskimi. Tym razem - bez ekscesów. Wieczorem - już powoli tradycyjna tutaj promocja 3x10. Trzy drinki za dziesięć dolarów 😋.
Jutro płyniemy popatrzeć na życie podwodne, pojutrze - ptasia wyspa z fregatami i legwanami lądowymi..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz