poniedziałek, 9 maja 2022

Galapagos - pierwsze koty za płoty

 Od rana niestety bardzo intensywnie. O szóstej na lotnisko, potem nerwowe chwile przy załatwianiu formalności ( dokumenty transferowe, sprawdzanie sanitarne bagaży), odprawa, śniadanie

.. i wylot. Ponad dwugodzinny lot z przystankiem po drodze. Na miejscu wszystko poszło sprawnie: szybka kontrola, 100 USD od łebka, bagaże całego samolotu zgromadzone w jednym miejscu i małe przedstawienie z psami, które je przeszukiwały. Transfer do przystani autobusami (5 USD) , prom (1 USD) i taksówka - współdzielona z dwoma Austriaczkami. Wszystko - jakieś 1,5 - 2h od lądowania. Jest gorąco i dość wilgotno. Za radą pani recepcjonistki - obiad w pobliskiej jadłodajni (połączenie krupniku z rosołem, z kurzymi łapkami :) ) + ryba. Od razu wsiąkamy w lokalny klimat.. Po południu - spacerem do przystani. Miasteczko - biedne, tylko główna ulica bardziej turystyczna. Generalnie dość wyluzowana atmosfera. Parę wizyt w lokalnych agencjach (przed Covidem było drogo, teraz -berdzo drogo). Po paru nerwowych chwilach, jak zwykle na początku wyjazdu :), wiadomo - jet lag, jakieś ramy się zarysowały. Mamy wykupione dwie atrakcyjne wycieczki na ostatnie dwa dni, a rano w hotelu wydumaliśmy co z pozostałymi dniami mniej więcej. Się zobaczy.. Wieczorem na przystani: pelikany polują przy pomoście bo woda podświetlana i przyciąga ryby. Czatują na poręczy pomostu, potem - błyskawiczny skok, połyk ( :) ) i odlot na nową pozycję. Czego nie doje pelikan - dokańczają małe rekiny... Fajnie się to ogląda..






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz