W lokalnej jadłodajni o tym jak mocną kawę chcesz wypić decydujesz sam. W sensie bardzo dosłownym: dostajesz kubek z gorącą wodą i słoik z kawa rozpuszczalną. Jeśli kawa na być z mlekiem - do wody dodawane jest trochę mleka. Proste :). Śniadanie było dziś po drodze do portu, a przedpołudnie spędziliśmy w Tortuga Bay. To nasz ostatni dzień na Santa Cruz. Dwie plaże przedzielone półwyspem, na którym rośnie gaj kaktusowy są zupełnie różne. Playa Brava jest ogromna, z falami oceanicznymi, silnymi prądami i wydmami. Playa Mansa - kameralna, otoczona niskimi drzewami, z wąskim pasem białego piasku, bardzo spokojna. Wydaje się być bardzo dobrym miejscem do snorkelingu - co chwilę wystają z wody głowy żółwi, tuż przy brzegu pływają małe rekiny, pojawiła się też niewielka płaszczka. Aż dziw bierze, że tylko pojedyncze osoby przychodzą tu zaopatrzone w maski i płetwy. Trochę się powłóczyliśmy, zawarliśmy znajomość z morskimi legwanami, na koniec - moczenie w wodzie i odpoczynek na plaży. Słońce jest bardzo podstępne - mimo zachmurzenia i ułożenia się w cieniu kolejne partie ciała nadają się do smarowania Fenistinem, ech.. Po powrocie do portu obiad w nabrzeżnej knajpce - 5$ za cały zestaw (trzecie Ceviche w cztery dni :) ) a potem centrum Darwina. Wizyta w ośrodku to rozczarowanie - turyści zmuszani są to wynajęcia przewodnika, co samo w sobie może nie jest złe, tyle że ten przydzielony mam to totalna porażka: z powodu ogromnej tuszy wlókł się powoli, co chwilę przysiadał, w dodatku - mówił bardzo"niechlujnie": urywał wątki, wrzucał zdania bez związku z innymi, urywał, miał bardzo niewyraźną wymowę. Kompletnie nic nie skumaliśmy. W dodatku żółwie słoniowe trzymane w ośrodku wyglądają "biednie": apatyczne i stoczone na małej przestrzeni. Wygląda to jak ZOO drugiej kategorii. Działalność ośrodka jak najbardziej pożyteczna, ale sposób prezentacji turystom to pomyłka.. Wyszliśmy stamtąd wykończeni - po części przewodnikiem, po części bardzo duszną pogodą. Apogeum zwiedzania stanowi.. mauzoleum żółwia George'a. To słynny osobnik, za pomocą którego próbowano odtworzyć populację gatunku żółwi z jednej z tutejszych wysp. Kilkadziesiąt lat spędził w samotności na wyspie bo gatunek uznano za wymarły. Jak już się znalazł - kolejne kilkadziesiąt lat spędził w ośrodku, w oczekiwaniu na samicę. Niestety - bezskutecznym. Zdechł dziesięć lat temu. Dziś ma mauzoleum jak Lenin: za mnóstwo pieniędzy został spreparowany oo umieszczony w gablocie. Ma swoje chłodzone pomieszczenie, do którego wchodzi się przez chłodzoną śluzę. Jest wieczny. Jak Lenin..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz