Park Kakadu, jak nazwa wskazuje, przywitał nas krzykiem papug. Jest ich tutaj sporo, ale miejsce wpisane na listę światowego dziedzictwa Unesco ma do zaoferowania znacznie więcej. Przemieszczamy się pomiędzy kolejnymi punktami parku podziwiając widoki, miejsca ze starożytnymi rysunkami Aborygenow, szlaki wśród skał i mokradeł..
Nie da się nie zauważyć oczywiście, że nie jesteśmy (my, biali) tu u siebie. Ślady ludów które zamieszkiwały te ziemie nawet i 20 tys. lat temu, a ich potomkowie mieszkają tu dalej, są wyraźne. Ich kultura, wierzenia, historie które można przeczytać czy usłyszeć są fascynujące swoją innością i na pewno warte poznania. Wygląda, że podobną rolę do Old Man Coyote'a z wierzeń Indian polnocno-amerykanskich pełni tu Tęczowy Wąż - przewijający się w historiach wielu ludów twórca i sprawca wszystkiego. Istoty żywe ( niekoniecznie "ludzie" w naszym rozumieniu) pojawiały się w różnych postaciach i w różnych okresach. Czasem - spełniwszy swoją rolę - znikały w magicznych okolicznościach zamieniając się np. w... konika polnego. Oczywiście czuć silne związki z otaczającą ich naturą, przystosowanie do życia w, momentami zabójczym, klimacie i otoczeniu. Musieli nauczyć się radzić sobie z ekstremalnym gorącem, powodziami czy krokodylami. Podobno np. ludzie żyjący na terenach dzisiejszego Kakadu opracowali specjalną technikę wchodzenia do wody w sposób, który nie wabi krokodyli - a są one bardzo czułe na wibracje. Przy okazji rada prosto miejscowego Rangera: jak wleziesz w drogę krokodylowi, to ostatnią rzeczą, którą powinieneś zrobić to rzucić się do panicznej ucieczki. Wibracje, które w ten sposób spowodujesz nie tylko pozwolą Cię lepiej namierzyć, ale zwabią z okolicy inne osobniki. Znieruchomieć i czekać aż odpłynie..
Włóczyliśmy się po parku do późnego popołudnia. Udało nam się nawet wypatrzeć jednego krokodyla w pobliżu. Odpłynął - rady Rangera nie były potrzebne..
Jutro zmieniamy kierunek jazdy - na południe. Dwa dni jazdy żeby zobaczyć Uluru i okolice..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz