Część półwyspu Osa stanowi ścisły rezerwat, ale las deszczowy zajmuje praktycznie całą jego powierzchnię. Zwierzęta na szczęście nie wiedzą gdzie jest granica - i dobrze. Dziś przeszliśmy 18 km wzdłuż wybrzeża: od jednej bajkowej plaży do drugiej, cały czas wśród przebogatej „zieloności”, choć to końcówka pory suchej, a temperatury w dzień regularnie osiągają 35 stopni i więcej.. Dla tych co noszą ze sobą lornetkę to prawdziwy ptasi raj - od kolibrów, przez przepięknie ubarwione „drozdowate”, po tukany, ary i ptaki drapieżne. A na ptakach się nie kończy. Jaszczurki, małpy, większe „potwory” - iguany, a drodze na „drugie śniadanie” o mało nie wszedłem na dwumetrowego kajmana.. Po drodze można sobie wybrać tajską plażę do kąpieli - ludzi prawie nie ma. Gdyby nie piekielny upał - żyć nie umierać. Wróciliśmy około południa (start - 6 a.m.) kompletnie wykończeni ale bardzo zadowoleni.
Jutro - opuszczamy wybrzeże Pacyfiku, czas w góry..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz