Tak nazywają to miejsce Nancy i Steaven, którzy byli dziś naszymi przewodnikami.Trudno je opisać, trzeba je zobaczyć. Mam przed oczami mnóstwo wspaniałych obrazów i myślę, że na długo ze mną zostaną. Jestem też podekscytowany na myśl o powrocie i "obróbce" zdjęć, które dziś zostały zrobione.. Te z komórki, zamieszczone tutaj, nie oddają niestety uroku ani miejsca, ani zwierząt..
2h jazdy po skalistej drodze, samochodem 4x4, wyprowadza nas na coś w rodzaju płaskowyżu pokrytego trawą, miejscami zadrzewionego, miejscami - wyglądającego jak ogromne pastwisko. W ciągu następnych 2h, przemieszczając się powoli, mogliśmy przybywać wśród wspaniałych koni, w ich naturalnym środowisku. Są bardzo spokojne, pozwalają podejść dość blisko, do "akcji" dochodzi tylko wtedy kiedy jakiś ogier naruszy terytorium innego, albo kiedy w grę wchodzą sprawy "damsko- męskie".
Nie jestem fanem koni ale ciarki po plecach przechodziły mi co chwilę. Widzieliśmy około 70 osobników z populacji około 120 żyjących w górach Prior. Przepięknie umieszczone, w dodatku - różnorodnie: od czarnych, przez brązowe, szare po kare, pięknie kontrastujące z zielonym otoczeniem. Można po prostu wśród nich usiąść i być..Pogoda tym razem dopisała - pozostało tylko cieszyć wzrok..
Ostatnie cztery dni to dobrze spędzony czas, wreszcie bez kłopotów. Bardzo dużo kontaktu z przyrodą i ludźmi. Teraz czas na południe - jutrzejszy dzień to transfer w kierunku miejsca, które nazywa się Island In The Sky. Brzmi nieźle..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz