niedziela, 16 października 2016

Wskocz na Baobaba czyli dalej na zachód juz sie nie da..

14.10

Budzik rano rzeczywiście nie był potrzebny. Od 5.30, regularnie co 15 min. biły dzwony. Lepsze to niż muezin z głośnika.. Koguty przy tym to już pikuś..
Po niezbyt urozmaiconym jak zwykle śniadaniu ruszyliśmy na zachód. Tortury ciąg dalszy - plecy płoną jeszcze bardziej chyba niz wczoraj. Pustkowie za oknami zmienia sie, podobnie jak droga, która wydaje sie byc coraz gorsza.. Najpierw skalista, potem głębokie, wyschnięte kolejny, wreszcie - piach. Około czternastej dotarliśmy do Morobsme - miejscowości nadmorskiej. Wcześniej - ostatnia w naszej podróży przeprawa promowa. Promem "na sznurki".. Wokoło pełno dzieciaków, biegają i płyną za promem, czepiając się jego kadłubów.





Za rzeką - jakieś trzysta metrow po głębokim piachu, kawałek "wpław" i.. most (na drugiej odnodze rzeki), z kawałkiem dobrej drogi. Tzn. będzie tego ze sto metrów. Ciekawe do czyjej kieszeni trafił budżet na resztę drogi. Przynajmniej dzieciaki mają fajne zjeżdżalnie na betonowych brzegach przy moście. Jest też przycumowany drugi prom. Ładny, nowoczesny. Nigdy nie przewiózł żadnego samochodu - ma za głębokie zanurzenie jak na tą rzekę. Im kraj biedniejszy tym więcej pieniędzy marnuje..
W Morombe jemy pyszną rybę w hotely - jadłodajni dla tubylców. Nie dość że chyba najlepsza z tych, które jedliśmy na wybrzeżu to jeszcze porcja kosztowała nas równowartość kilku złotych. 
Późnym popołudniem, po przejechaniu trzydziestu kilku km po piaskach wzdłuż morza, gwóźdź dzisiejszego programu - las baobabów, tuż przed zachodem słońca. W dodatku - wyjątkowych. Takie podobno rosną na Madagaskarze tylko tu. Czyli z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć ze również nigdzie indziej na świecie.. Są niewysokie, grube, o zaokrąglonym kształcie (węższe u podstawy i w koronie). Gałęzie wyglądają jakby je ktoś przyciął na wiosnę - krótkie, praktycznie bez liści. Na najgrubszego z nich udało nam się z Nicolasem wejść (tzn. - mnie się udało - on po prostu wszedł :) ). Stoję na tym baobabie, słońce zachodzi, wokół las podobnych dziwolągów, dobra widoczność i nikogo dookoła. Dla takich chwil spędza się te godziny wsród bezdroży..










Wieczorem docieramy do Andavadoaka, do bungalowów o wdzięcznej nazwie Coco Beach. Zbudowane są na niewielkiej skarpie tuż przy morzu. Wieje tu jak jak cholera. Oby jutro przestało. Jak zaczynaliśmy kolację po dziewiętnastej morze wokoło jeszcze było, koło dziewiątej - sucho po horyzont..



Dalej na zachód na Madagaskarze juz sie nie da.. Jutro dzień na miejscu a potem zaczynamy zbliżanie do stolicy.

15.10

Jedynym ograniczeniem przy porannym wstawaniu dziś, było - zdążyć na śniadanie przed dziewiątą. Dzień bez transportu :). Wiatr na szczęście osłabł. Zapowiadało sie plażowanie, ale dzień rozwinął sie inaczej. Rano ciagle jeszcze trwał odpływ. Do skał które  widać kilkaset metrow od brzegu spokojnie można dojść na nogach nie zamaczajac krótkich spodenek. Pełno  mini-mielizn, odkrytych skał, łach piachu i mini-jeziorek. Wsród tego wszystkiego trwają poszukiwania - pełno miejscowych dzieciaków uważnie lustruje dno w poszukiwaniu skorupiaków, ładnych muszli i czegoś co przypomina grube glizdy i podobno sie tego nie je... Jest też kilkunastoletni chłopak, który bardzo ostrą "mini dzidą" próbuje wypłoszyć spod koralowców zabłąkane ryby, a następnie je upolować. Przy mnie wypłoszył coś co przypominało mini węgorza - bardzo zwinną, podłużną rybę, o długości mniej wiecej 30cm. Kilkakrotnie próbował ją trafić swoim "harpunem" ale tym razem się nie udało. Dwóch małych chłopców postanowiło nam towarzyszyć. Kiedy robiłem zbliżenie na jakiegoś jeżowca i małą, zieloną rozgwiazdę, nagle przed obiektywem chlup - wylądowało mi coś kolorowego. Jeden z chłopców przyniósł i rzucił mi pod nogi przepiękną rozgwiazdę - jakieś 20cm rozpiętości, mnóstwo intensywnego, czerwonego koloru. Mmm.. Piękna :). Po chwili ładuje obok niej druga - równie ładna, zaraz potem trzecia. Zaczynam sie rozglądać - jest ich tu mnóstwo, o rożnych odcieniach czerwonego, pomarańczowego i szarego. Jest tez trochę mniejszych, zielonych. Nie mogę nacieszyć wzroku. Niedługo potem nasi pomocnicy wytaczają z wody, za pomocą patyka czarną, błyszczącą kulę. Przyglądam sie bliżej - przepiękny, intensywnie czarny jeżowiec o kolcach długości 6-10 cm. Kolce ruszają sie powoli we wszystkie strony.. Jeden z chłopców ściska z uśmiechem jakaś szarą kulę - wypływa z niej intensywnie fioletowa ciecz - jak z kałamarnicy.. Większe dzieciaki "tłuką" przy skałach skorupiaki, które mają pięknie wybarwione muszle, i które miażdżone są zaraz pod uderzeniami kamieni. Ze środka wyciągana jest oślizła, kolorowa zawartość - smakołyki :). Wokoło pełno różnego rodzaju żyjących pozostałości odpływu. "Snujemy" sie wsród tej scenerii chyba ze trzy godziny. Aparat fotograficzny oczywiście cały czas w użyciu.. W którymś momencie dzieci jak na komendę zaczynają iść w stronę brzegu. Skwapliwie udajemy się z nimi. Niedługo woda w tym miejscu będzie miała ponad 2m głębokości..






















Na brzegu jeszcze trochę kontaktów z dzieciakami. Co chwila jest "Vaza foto", trochę długopisów trafia w ich ręce.



Lunch jemy w wiosce - w jakiejś miejscowej jadłodajni/szopie. Ryby, ryż makaron, przyrządzone bardzo prosto. Leniwy powrót, a po południu - chwila na plaży. Jest juz bardzo dużo wody. Wybieramy małą piaszczystą zatoczkę ukrytą pod mini-klifem, gdzie da sie wejść do wody wsród rozbijających sie fal i gdzie jest zacisznie.
Jutro wyruszamy o szóstej rano. Bez śniadania, które zjemy w Morombe. Zapowiada się cały dzień w drodze, po południu - już po asfaltowej nawierzchni. Po pierwszym etapie naszej podróży(lemury, spływ, skały Tsingy), skończył sie też drugi - baobaby i bezdroża zachodniego wybrzeża. Zaczynamy trzeci - Road National 7, po której zaczniemy wracać do stolicy. Oczywiście - zatrzymując się jeszcze w paru ciekawych miejscach.
Opuszczamy bungalowy z widokiem na piękne morze, ze słoną wodą pod w kranach i światłem włączanym tylko na kilka godzin dziennie. Jutro p-bnie znów wkroczymy w zasięg internetu - po tygodniu przerwy..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz