20-21.10
Ostatnie dwa dni upłynęły nam w drodze. Zatrzymywaliśmy sie w miastach wzdłuż drogi krajowej nr 7.
W Fianarantsoa oglądamy pierwszą na naszej drodze (i ostatnią) ministarówkę. Na szczycie wzgórza gdzie kiedyś stał pałac dzis jest szkoła dla najmłodszych dzieci. Chyba zaburzyliśmy nauczycielom rytm dnia pojawiając się na dziedzińcu. Dzieciaki są raczej skore do zabawy z nami a nie do nauki :).
Po około godzinnym spacerze i rzucie okiem z okolicznych wzgórz na miasto, nasza droga prowadziła przez góry. Pełno zakrętów, nawierzchnia fatalna, w wielu miejscach wypalane pola i ogień niemal wdzierający się na drogę ale widoki - piękne. Wsród wysokich gór pełno pół uprawnych, często bardzo rozległych, tworzących malownicze amfiteatry tarasów..
Od drodze obiad w malgaskiej Hotely - dostajemy po ogromnej misce ryżu, uzupełnionej miseczką wody do jego zwilżania. Jako danie główne - zwłoki chudej kaczki, juz zimne... :) Do tego piwo - ligę is good ;). Na koniec przynoszą w takim miejscu wodę która została po gotowaniu ryżu jako uzupełnienie posiłku - podobno zdrowa. Nie sprawdzamy. Nasz następny cel to Ambositra, miejsce znane ze sprzedaży rękodzieła, głownie - wyrobów z drewna. Mieliśmy wcześniej nic takiego nie kupować ze względu na ginące madagaskarskie lasy, ale po tym jak zobaczyliśmy ile tego idzie z dymem - przeszło nam.. Trochę nam zeszło na negocjacjach... Ostatni etap w tym dniu to droga do Antsirabe, mieasta zamieszkania naszego kierowcy. W tym miejscu zamknęła sie nasza pętla - po 2,5 tyg. podróży. Nocleg w bungalowach w pięknym ogrodzie, z bardzo dobrą restauracją. To juz mój drugi stek z polędwicy w ciagu dwóch dni.
Rano - kontynuacja wizyt w mini-warsztatach rękodzielniczych. Oglądamy m.in. jak wytwarza się przedmioty z kości/rogów Zebu, na krótko wpadamy też na prezentację minerałów wystepujących na wyspie.
Cały czas kontynuujemy zakupy ;). Staję się m.in. właścicielem kawałka pięknie oszlifowanego skamieniałego Palisandru. Przed południem jeszcze wizyta w miejscowym supermarkecie ( tez pierwszy i ostatni w naszej podróży) a następnie - mamy przyjemność bycia zaproszonym do domu Nicolasa, gdzie przyjmują nas jego żona i dwójka dzieci. Miła niespodzianka..
Ostatni lunch, gdzie w trakcie oczekiwania na potrawy, dokonujemy prawie ostatnich zakupów (pózniej dopiero zastanawiamy sie na cholerę nam obrus w Lemury) i w drogę do Tany, gdzie dotarliśmy po zmroku. Tu trzeba sie było pożegnać z Nicholasem, z którym sie trochę zżyliśmy - będzie nam brakować jego uśmiechu i pozytywnego podejścia do życia..
Ranek 22go to krótka wizyta na największym bazarze stolicy, wraz z przyległościami. Oczywiście - zakupy za resztki Ariarow, które nam zostały. W komplecie do obrusa dokupuję bębenek ze skóry Zebu (ki diabeł ?).. Chyba rzeczywiscie juz czas wracać... Za pół h jedziemy na lotnisko.
Ostatnie dwa dni upłynęły nam w drodze. Zatrzymywaliśmy sie w miastach wzdłuż drogi krajowej nr 7.
W Fianarantsoa oglądamy pierwszą na naszej drodze (i ostatnią) ministarówkę. Na szczycie wzgórza gdzie kiedyś stał pałac dzis jest szkoła dla najmłodszych dzieci. Chyba zaburzyliśmy nauczycielom rytm dnia pojawiając się na dziedzińcu. Dzieciaki są raczej skore do zabawy z nami a nie do nauki :).
Po około godzinnym spacerze i rzucie okiem z okolicznych wzgórz na miasto, nasza droga prowadziła przez góry. Pełno zakrętów, nawierzchnia fatalna, w wielu miejscach wypalane pola i ogień niemal wdzierający się na drogę ale widoki - piękne. Wsród wysokich gór pełno pół uprawnych, często bardzo rozległych, tworzących malownicze amfiteatry tarasów..
Od drodze obiad w malgaskiej Hotely - dostajemy po ogromnej misce ryżu, uzupełnionej miseczką wody do jego zwilżania. Jako danie główne - zwłoki chudej kaczki, juz zimne... :) Do tego piwo - ligę is good ;). Na koniec przynoszą w takim miejscu wodę która została po gotowaniu ryżu jako uzupełnienie posiłku - podobno zdrowa. Nie sprawdzamy. Nasz następny cel to Ambositra, miejsce znane ze sprzedaży rękodzieła, głownie - wyrobów z drewna. Mieliśmy wcześniej nic takiego nie kupować ze względu na ginące madagaskarskie lasy, ale po tym jak zobaczyliśmy ile tego idzie z dymem - przeszło nam.. Trochę nam zeszło na negocjacjach... Ostatni etap w tym dniu to droga do Antsirabe, mieasta zamieszkania naszego kierowcy. W tym miejscu zamknęła sie nasza pętla - po 2,5 tyg. podróży. Nocleg w bungalowach w pięknym ogrodzie, z bardzo dobrą restauracją. To juz mój drugi stek z polędwicy w ciagu dwóch dni.
Rano - kontynuacja wizyt w mini-warsztatach rękodzielniczych. Oglądamy m.in. jak wytwarza się przedmioty z kości/rogów Zebu, na krótko wpadamy też na prezentację minerałów wystepujących na wyspie.
Cały czas kontynuujemy zakupy ;). Staję się m.in. właścicielem kawałka pięknie oszlifowanego skamieniałego Palisandru. Przed południem jeszcze wizyta w miejscowym supermarkecie ( tez pierwszy i ostatni w naszej podróży) a następnie - mamy przyjemność bycia zaproszonym do domu Nicolasa, gdzie przyjmują nas jego żona i dwójka dzieci. Miła niespodzianka..
Ostatni lunch, gdzie w trakcie oczekiwania na potrawy, dokonujemy prawie ostatnich zakupów (pózniej dopiero zastanawiamy sie na cholerę nam obrus w Lemury) i w drogę do Tany, gdzie dotarliśmy po zmroku. Tu trzeba sie było pożegnać z Nicholasem, z którym sie trochę zżyliśmy - będzie nam brakować jego uśmiechu i pozytywnego podejścia do życia..
Ranek 22go to krótka wizyta na największym bazarze stolicy, wraz z przyległościami. Oczywiście - zakupy za resztki Ariarow, które nam zostały. W komplecie do obrusa dokupuję bębenek ze skóry Zebu (ki diabeł ?).. Chyba rzeczywiscie juz czas wracać... Za pół h jedziemy na lotnisko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz