Dziś "miejski" dzień. Zaczęliśmy od fortu w Bahla, potem - jego bardziej "okazały kolega" - Jibreen Castle. Duże budowle obronne widać w zasadzie w każdym większym mieście. Biorąc pod uwagę położenie i historię Omanu ich liczba i rozmiary raczej nie dziwią. Dodatkową zaletą jest fakt, że te udostępnione do zwiedzania są dość pieczołowicie odnowione, z zachowaniem ich charakteru i oryginalnych materiałów, z których były zbudowane. Widać, że Sułtan dba o dziedzictwo.. Inny rodzaj konstrukcji, specyficzny dla Omanu, to faludże - systemy kanałów nawadniających uprawy i doprowadzających wodę do osiedli. Potrafią mieć po 2000 lat, ciągnąć się kilometrami, po powierzchni lub kilka/kilkanaście metrów pod ziemią i być używane do dziś.. Niektóre z nich wpisane są na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Atrakcji dnia dopełniła wizyta w "jeziorze bananowym" : miejscowości kiedyś opuszczonej przez mieszkańców, którzy uznali ją za przeklętą. Znalazł się na szczęście jeden taki, który w klątwę nie uwierzył i udowodnił pozostałym że miejsce jest doskonałe do życia. Ogromne połacie ziemi obsadził bananowcami wykorzystując do upraw wodę skierowaną do doliny z pobliskich gór. Dziś bananowce zastąpiły palmy daktylowe choć nadal całość z góry wygląda jak ogromne zielone jezioro. W wielu miejscach oprócz współczesnych domostw można podziwiać pozostałości tradycyjnych domów z gliny, których jest tu bardzo dużo.
Wiecie i poranek spędzimy w Nizwie włócząc się po miejscowych targach, a jutro - 800km "skok" na południe..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz