Poranny autobus lokalnych linii indyjskich to niezłe wyzwanie. Na największym rondzie w mieście stawiliśmy się o szóstej rano. Temperatura - tak z osiem stopni. Autobus - półslipper. Tzn. połowa to rząd podwójnych siedzeń. Nad nimi - podwójne "leżanki". Wzdłuż okien z drugiej strony - pojedyncze miejsca do leżenia. Z czasem wszystkie te miejsca zapełniły się Hindusami wsiadającymi po drodze. Po 3-4 osoby na jednej leżance.. Krótko po wyruszniu musiałem dokonać małego "zaboru": uprzejmie, acz stanowczo poprosiłem kierowcę, żeby natychmiast zatrzymał autobus. W środku nie dało się wytrzymać. Potłuczone szyby, niedomykające się okna - w efekcie, po dziesięciu minutach byłem skostniały. W dodatku - poprzednią noc spędziliśmy pod gołym niebem.. Dopiero po wyjęciu z plecaków i założeniu na siebie wszystkiego co możliwe i okryciu śpiworami - dało się jakoś wytrzymać.. Dalsza podróż upłynęła w miarę bezproblemowo. O "hardcorze" jakim były próby załatwania swoich potrzeb na postojach nie będę wspominał ;).
Autobus zatrzymał się na jakimś ruchliwym skrzyżowaniu na skraju miasta. Wkoło - charakterystyczny zapach .. wiadomo czego. Natychmiast obległa nas skraja tuk tuków - to już standard. Po krótkich negocjacjach - kurs do najbliższej knajpy, krótki posiłek i w drogę - do Karni Mata Temple.
Świątyni, gdzie kolejne wcielenia jednej lokalnych świętych reinkarnują się w szczury,
które z kolei - reinkarnują się w członków rodziny. W efekcie - szczury cieszą się tu szczególną estymą. Są regularnie dokarmiane,
a pielgrzymi przynoszą dary. Przed świątynią można kupić specjalne zestawy, np. kokos i kilka garści różnych ziaren: kukurydza, jakieś orzechy chyba...
Szczury są wszędzie - wyłażą z każdego zakamarka, no. - z dziury przy kranach gdzie człowiek chciałby szybko umyć ręce..
Karma rozsypana w kilku miejscach, rozstawione miski z mlekiem, itp.
Po świątyni chodzimy oczywiście boso.. Jest spora szansa, że kosmaty, mokry szczur nie przebiegnie nam po stopach.. Muszę powiedzieć, że odruchowo podkurczałem stopy i nie czułem się "swojo"...
Niektórym z nas się nawet podobało.. Droga powrotna - 50 min. tuk tukiem.. To już ostatni taki rajd :).
Wieczorem - do pociągu. Miłe zaskoczenie - jest ciepło :). Niemiłe - standard czystości jak gdzie indziej w Indiach...
Jutro od rana - Delhi..
2G
Autobus zatrzymał się na jakimś ruchliwym skrzyżowaniu na skraju miasta. Wkoło - charakterystyczny zapach .. wiadomo czego. Natychmiast obległa nas skraja tuk tuków - to już standard. Po krótkich negocjacjach - kurs do najbliższej knajpy, krótki posiłek i w drogę - do Karni Mata Temple.
Świątyni, gdzie kolejne wcielenia jednej lokalnych świętych reinkarnują się w szczury,
które z kolei - reinkarnują się w członków rodziny. W efekcie - szczury cieszą się tu szczególną estymą. Są regularnie dokarmiane,
Szczury są wszędzie - wyłażą z każdego zakamarka, no. - z dziury przy kranach gdzie człowiek chciałby szybko umyć ręce..
Karma rozsypana w kilku miejscach, rozstawione miski z mlekiem, itp.
Po świątyni chodzimy oczywiście boso.. Jest spora szansa, że kosmaty, mokry szczur nie przebiegnie nam po stopach.. Muszę powiedzieć, że odruchowo podkurczałem stopy i nie czułem się "swojo"...
Niektórym z nas się nawet podobało.. Droga powrotna - 50 min. tuk tukiem.. To już ostatni taki rajd :).
Wieczorem - do pociągu. Miłe zaskoczenie - jest ciepło :). Niemiłe - standard czystości jak gdzie indziej w Indiach...
Jutro od rana - Delhi..
2G
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz