niedziela, 5 lutego 2012

Jaipur - Udaipur

Dzień zaczęliśmy odmwizyty na poczcie. Okazało się, że niedaleko był posterunek Policji, przed którym odbywała się spora demonstracja.

Sami faceci. Później w gazecie przeczytaliśmy, że dzień wcześniej podejrzany o kradzież mężczyzna zmarł w trakcie zatrzymania. W efekcie - w trybie natychmiastowym wyrzucono z pracy aż pięćdziesięciu policjantów. Ta demonstarcja mogła być z tego powodu. Tak czy inaczej - było dość głośno.. jeśli na indyjskiej ulicy może być jeszcze głośniej..
Przy okazji obserwacja obyczajowa. W tutejszej kulturze normalne jest, że faceci, którzy się przyjaźnią idąc po ulicy trzymają się za rękę.. Widzieliśmy to już wielokrotnie. Ciężko się do tago przyzwyczaić - wygląda to nienaturalnie dla nas. Jeszcze nienaturalniej wygląda para demonstrujących facetów, których dłonie są czule splecione.
Koło południa odwiedziliśmy jeszcze Jantar Mantar. To muzeum-obserwatorium astronomiczne, z całą masą dziwnych przyrządów zbudowanych (w sensie dosłownym - największy z nich ma rozmiar sporego budynku) na niewielkiej przestrzeni.





Miejsce dość niespotykane. No i fajna okazja do zrobienia paru zdjęć bo przyrządy wyglądają dość " wdzięcznie".








W drodze powrotnej - typowa tu scenka "folklorystyczna". Kierowca bolida zwanego tu tuk tukiem, na pytanie czy zna hotel, którego nazwę wymieniamy bez zmrugnięcia okiem potwierdza że oczywiście. Pakujemy się w czwórkę do tego wynalazku, delikwent rusza, po czym po pięćdziesięciu metrach zatrzymuje pojazd i pyta się - ale dokąd właściwie jedziemy.. ;) Pokazaną mapę studiuje uważnie ale po twarzy widzę,że gość musi być niepiśmienny. Na szczęście pamiętałem nazwę dzielnicy, która wydała mu się znajoma więc przynajmniej tam dojechaliśmy bez przeszkód. Potem wystarczyło jeszcze z pięć razy się dopytać, wziąć na pokład innego rikszarza, który wskazał drogę i już byliśmy na miejscu :). Dobrze, że przewidzieliśmy "zapas" przed wylotem.. Po obiedzie na dachu




- w taksówkę i na lotnisko.



Taksówkarz, z zasobem angielskich słów gdzieś na poziomie dwustu, z zapałem opowiada nam, że marzy o wyjeździe do pracy, do Polski. Obliczył, że popracuje 4-5 lat u nas i spokojne wróci do Jaipuru, kupi własne auto i zacznie wszcie życie na godnym poziomie. Na razie zarabia w przeliczeniu na złotówki jakieś 250 PLN i nic mu nie zostaje pod koniec miesiąca.. Przeszkodą jest brak paszportu. Urzędnik, który je wydaje podobno jest bardzo "busy" i ciężko się do niego dostać... No chyba, że ktoś dysponuje sumą równą 1,5 miesięcznym zarobkom naszego taksówkarza.. Tak na marginesie - nawet w toalecie na lotnisku widziałem ostrzeżenie na przytwierdzonej do ściany tabliczce, żeby nie dawać łapówek.. Baardzo skuteczny sposób na walkę zkorupcją w tym sponiewieranym kraju. Swoją drogą - strach pomyśleć jak ktoś w końcu tym ludziom da te paszporty...
Lot do Udaipuru odbył się z małym opóźnieniem. W hotelu byliśmy dość późnym wieczorem. Też ma na dachu restaurację ;), w dodatku z widokiem na piękny City Palace. Jutro obejrzymy z bliska. Pałac - nie restaurację ;). A na razie.. trzeba było dokupić piwa bo kolacja dość pikantna..

2G

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz