Pociąg przyjechał punktualnie, tyle że - nie na tą stację, na którą internetowy system sprzedał nam bilety.. :). Już się nauczyliśmy, że "in India everything is possible" :). W związku z tym - okazja dla miejscowych naciągaczy do zarobienia na nas.. Co innego negocjować cenę towaru na straganie, a co innego - wykorzystywać niewiedzę przyjezdnych i zawyżać ceny przejazdu kilkukrotnie.. Przyjezdny nie wie np. jaki dystans jest do przejechania taksówką.. W naszej rozgrywce było 1:1 - aż tak naiwni nie jesteśmy.. :).
W hotelu byliśmy wcześnie rano. Na szczęście pokoje były wolne, więc udało się trochę odświeżyć.. Po dniu w autobusie, szczurach i nocy w pociągu.. mmm...
Po śniadaniu wybraliśmy się rikszami rowerowymi przez Stare Delhi do Czerwonego Fortu. Na "arterii" zwanej Chewri Bazaar naprawdę można poczuć prawdziwe Delhi. Samochody to nie wjeżdżają. Większość pojazdów to riksze rowerowe
i wszelkiej maści jednoślady.
Oprócz tego - wszechobecne tuk tuki i różnego rodzaju dwukołowe pojazdy transportowe, ciągnięte lub pchane przez właścicieli..
Czasem transport odbywa się bez pojazdów..
Wszystko wśród niekończącego się ciągu straganów, punktów napraw
, "pracowni", itp..
Ludzka masa przelewa się wzdłuż ulicy i wpada w mnóstwo mniejszych "przecznic" - też bazarów.. Wynajęci przez szkoły rikszarze transportują dzieciaki z, i do domów.. Na jedną rikszę wchodzi dziesiątka i.. więcej małych szkrabów..
Zapachy rynsztoków mieszają się z zapachami przypraw, gotowanych posiłków i warsztatów rozłożonych wprost na ulicy. Z poziomu pasażera rikszy wygląda to trochę jak film.. Można spokojnie się przyglądać, nie wzbudzjaąc specjalnego zainteresowania i nie narażając się na prośby o pieniądze, oferty handlowe, itp..
Do fortu nie wchodzimy - widzieliśmy już ich wystarczającą ilość... Wybieramy się za to na małą wycieczkę wokół ogromnej budowli.
Okazuje się , że chyba ciekawszą niż zwiedzanie zabytku. Najpierw - zabłądiliśmy na osiedle slamsów.
Biedni ludzie w biednym kraju... Baaardzo przykry widok.Trochę się bałem o resztę rodziny...
Potem, ni stąd ni zowąd, na 3-pasmowej arterii za fortem.. dostojnie maszeruje para słoni..
Drugi poganiacz, widząc białych, zatrzymuje słonia na środku drogi, parkuje go w poprzek pasa i proponuje przejażdżkę...
W trakcie negocjacji cena szybko spada ale z naszym refleksem dzisiaj kiepsko..Kiedy już prawie podjęliśmy decyzję - jest za późno. Poganiacz dosiadł swojego rumaka i tyle go widzieli... Innym razem ;).
W parku, który jest niedaleko, ogroma chmara gołębi współegzystuje ze stadem ptaków o wyglądzie sokołów. Jest ich tu mnóstwo..
Rozpiętość skrzydeł w okolicach metra, groźny wygląd, ale gołębie nie wyglądają na wystraszone.. Widok dość szczególny, momentami - jak u Hitchhocka..
Po obiedzie włóczymy się jeszcze trochę po różnych zakamarkach,
mniejszych i większych uliczkach..
Zaglądamy też do największego meczetu w Indiach.. Trochę mi dziwnie jak wyobrażę sobie te tysiące muzułmanów klęczących tu w równych rządkach... Uprzedzenia... ?
Wracamy rikszami.. Tym razem to szczyt ruchu kołowego, ciężko się przebić. Jedziemy pod słońce - dodaje to jeszcze bardziej niesamowitej atmosfery bazarom w starym Delhi..
Granicę między starą a nową częścią miasta stanowią tory kolejowe. Rikszarze, ciągnąc z mozołem nasze pojazdy po wiadukcie, robią sobie przerwę w.. rikszowym drive through.. ;). A ja się zastanawiałem czemu niektórzy sprzedawcy soku i słodyczy obróceni są tyłem do chodnika.. :).
Nasz hotel położony je w załuku ulicy zwanej Main Bazar. Skoro tak - wiadomo na czym zeszło popołudnie i kawałek weczoru. ;)
Jeszcze pożegnalna kolacja z Rajem i jego rodziną, próbujemy indyjskich specjałów z północy i południa. Smaki tak różne od naszych ;).
Koło północy - telefon.Z powodu opadów śniegu sprzed dwu dni w Niemczech, nasz samolot będzie opóźniony o 4,5 h. Nie zdążymy na połączenie do Gdańska.. Z drugiej strony - mogło być gorzej. Dzisiejsze połączenie do Monachium było opóźnione o ponad 15h.. Bywa..
Ja, ciągle wracam do atmosfery "popołudnowyc" uliczek Delhi...
Utknąć w korku riksz na Chewri Bazaar - bezcenne.. :)
2G
W hotelu byliśmy wcześnie rano. Na szczęście pokoje były wolne, więc udało się trochę odświeżyć.. Po dniu w autobusie, szczurach i nocy w pociągu.. mmm...
Po śniadaniu wybraliśmy się rikszami rowerowymi przez Stare Delhi do Czerwonego Fortu. Na "arterii" zwanej Chewri Bazaar naprawdę można poczuć prawdziwe Delhi. Samochody to nie wjeżdżają. Większość pojazdów to riksze rowerowe
i wszelkiej maści jednoślady.
Oprócz tego - wszechobecne tuk tuki i różnego rodzaju dwukołowe pojazdy transportowe, ciągnięte lub pchane przez właścicieli..
Czasem transport odbywa się bez pojazdów..
Wszystko wśród niekończącego się ciągu straganów, punktów napraw
, "pracowni", itp..
Ludzka masa przelewa się wzdłuż ulicy i wpada w mnóstwo mniejszych "przecznic" - też bazarów.. Wynajęci przez szkoły rikszarze transportują dzieciaki z, i do domów.. Na jedną rikszę wchodzi dziesiątka i.. więcej małych szkrabów..
Zapachy rynsztoków mieszają się z zapachami przypraw, gotowanych posiłków i warsztatów rozłożonych wprost na ulicy. Z poziomu pasażera rikszy wygląda to trochę jak film.. Można spokojnie się przyglądać, nie wzbudzjaąc specjalnego zainteresowania i nie narażając się na prośby o pieniądze, oferty handlowe, itp..
Do fortu nie wchodzimy - widzieliśmy już ich wystarczającą ilość... Wybieramy się za to na małą wycieczkę wokół ogromnej budowli.
Okazuje się , że chyba ciekawszą niż zwiedzanie zabytku. Najpierw - zabłądiliśmy na osiedle slamsów.
Biedni ludzie w biednym kraju... Baaardzo przykry widok.Trochę się bałem o resztę rodziny...
Potem, ni stąd ni zowąd, na 3-pasmowej arterii za fortem.. dostojnie maszeruje para słoni..
Drugi poganiacz, widząc białych, zatrzymuje słonia na środku drogi, parkuje go w poprzek pasa i proponuje przejażdżkę...
W trakcie negocjacji cena szybko spada ale z naszym refleksem dzisiaj kiepsko..Kiedy już prawie podjęliśmy decyzję - jest za późno. Poganiacz dosiadł swojego rumaka i tyle go widzieli... Innym razem ;).
W parku, który jest niedaleko, ogroma chmara gołębi współegzystuje ze stadem ptaków o wyglądzie sokołów. Jest ich tu mnóstwo..
Rozpiętość skrzydeł w okolicach metra, groźny wygląd, ale gołębie nie wyglądają na wystraszone.. Widok dość szczególny, momentami - jak u Hitchhocka..
Po obiedzie włóczymy się jeszcze trochę po różnych zakamarkach,
mniejszych i większych uliczkach..
Zaglądamy też do największego meczetu w Indiach.. Trochę mi dziwnie jak wyobrażę sobie te tysiące muzułmanów klęczących tu w równych rządkach... Uprzedzenia... ?
Wracamy rikszami.. Tym razem to szczyt ruchu kołowego, ciężko się przebić. Jedziemy pod słońce - dodaje to jeszcze bardziej niesamowitej atmosfery bazarom w starym Delhi..
Granicę między starą a nową częścią miasta stanowią tory kolejowe. Rikszarze, ciągnąc z mozołem nasze pojazdy po wiadukcie, robią sobie przerwę w.. rikszowym drive through.. ;). A ja się zastanawiałem czemu niektórzy sprzedawcy soku i słodyczy obróceni są tyłem do chodnika.. :).
Nasz hotel położony je w załuku ulicy zwanej Main Bazar. Skoro tak - wiadomo na czym zeszło popołudnie i kawałek weczoru. ;)
Jeszcze pożegnalna kolacja z Rajem i jego rodziną, próbujemy indyjskich specjałów z północy i południa. Smaki tak różne od naszych ;).
Koło północy - telefon.Z powodu opadów śniegu sprzed dwu dni w Niemczech, nasz samolot będzie opóźniony o 4,5 h. Nie zdążymy na połączenie do Gdańska.. Z drugiej strony - mogło być gorzej. Dzisiejsze połączenie do Monachium było opóźnione o ponad 15h.. Bywa..
Ja, ciągle wracam do atmosfery "popołudnowyc" uliczek Delhi...
Utknąć w korku riksz na Chewri Bazaar - bezcenne.. :)
2G
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz