Ostatnie 3?dni to, najpierw przejaw znad morza w kierunku zachodnim, a potem na północ - transalpiną. Pierwszego dnia udało się dojechać do miejscowości Caracul, gdzie po spacerze w pięknym parku i małej burzy mózgów zdecydowaliśmy się na „wariant wysokogórski” . „Opcja wyżynna” nie wytrzymała próby pogody - prognozy mówiły o 38 stopniach.. Wybór okazał się bardzo dobry - transalpina to piękne widoki, a miejscówka na nocleg okazała się rewelacyjna: coś jakby postawić auto na Kopie Kondrackiej w Tatrach. Spokojne popołudnie, trochę wiatru i mgły w nocy i piękny wschód słońca. Rano zostaliśmy jeszcze na kilka godzin w górach - super spędzony czas. Jakby ktoś pytał o porównanie dwóch wysokogorskich tras w Rumunii: trafalgarska to jakby poprowadzić trasę drogową na Zawrat od strony Pięciu Stawów a następnie - serpentynami do Murowańca, transalpina - to jakby poprowadzić trasę grzbietami Czerwonych Wierchów. Nam do gustu bardziej przypadła tacdruga..
Po południu wizyta na jednym z zamków Transylwanii - Corvinilor. Piękny z zewnątrz, „klasyczny” wjazd nad głęboką fosą. Zamek ładny, za to pan parkingowy - mniej, próbował mnie „orżnąć” dwa razy w ciągu pięciu minut, bez mrugnięcia okiem. I opinia pójdzie w świat..
Pozostał nam jeszcze powrót - na dwa „skoki” - do Tokaju (wino po którym nie ma kaca - zrobić zapasy obowiązkowo :) ), a pojutrze - Kraków. Może jeszcze się zbiorę na pare słów podsumowania - zobaczymy.. A na razie - rumuński Jidvei, Sauvignon Blanc - na zdrowie..