Po jedzeniu - kierunek Bazylika (a właściwie - Bazyliki ;) ) MB z Guadelupy - narodowe sanktuarium Meksykan. Oczywiście - metrem, które ma tu swój specyficzny klimat. Trzeba powiedzieć przede wszystkim, że jest bardzo sprawne - składy na poszczególnych liniach przemieszczają się gęsto i szybko. Na tyle szybko , że do wagonika trzeba niemal wskakiwać - inaczej zamknie nam się przed nosem albo.. w trakcie wsiadania. Meksykanie robią to odruchowo - nam chwilę zajęło żeby się przwyczaić. Właściwie - do pierwszego "przytrzaśnięcia" drzwiami. Teraz już wskakujemy zwinnie razem z resztą pasażerów :). Wydaje się, że równie sprawnie jak cały system działają handlarze dobrem wszelakim, którzy sprzedają swój towar w trakcie jazdy. Wskakują na stacji - śpiewnie zachwalają swój produkt, dokonują ewentualnej transakcji (wszystko po "dychu" - czyli jakieś 2,5 PLN) - i wyskakują. Sprzedają wszystko (co się da unieść ;) - kosmetyki, słodycze, kredki, etc.) i wszyscy: dzieci, kobiety i faceci. Dla nas "mistrzami" są sprzedwcy pirackich kopii muzyki wszelkiej maści. Wchodzi do metra taki "delikwent" , obowiązkowo - z plecakiem, w który wepchnięte ma.. kolumny głośnikowe. W ręku - odtwarzacz CD/mp3. Drzwi się zamykają i nagle muzyka uderza całą mocą "ukrytych Watów". Jeśli np. akurat siedzisz z uszami na wysokości jego plecaka to.. możesz "zejść" :). Kilunastosekundowy mix tego co na płycie, potem - śpiewne zachwalanie, transakcja (albo nie ;) ) i - hyc do następnego wagonika. Sprzedawców jest masa ale w drogę sobie nie wchodzą. Taka "sieciowa" samoorganizacja" ;) -nie trzeba menedżerów :), nieodłączny atrybut metra w Meksyku...
Na miejscu spędziliśmy całe przedpołudnie. Sankturarium to dwie Bazyliki (właściwy obraz umieszczony jest w ogromnej, nowo zbudowanej):
, kościół na wzgórzu i pomniejsze kaplice. Co roku przybywa tu ca. 20 mln. ludzi - w zasadzie wyłącznie miejscowych. "Snując" się między kolorowym tłumem można zrozumieć do kogo przychodzą miejscowi ze wszystkimi swoimi troskami i radościami
Na placu i w kościołach odbywają się malownicze obrzędy
i modlitwy
Całości towarzyszy oczywiście cały "przemysł pamiątkowy", nie wyłaczając supermarketu z dewocjonaliami:
ale biorąc pod uwagę charater obrzędowości i sposobu przeżywania wiary przez miejscowych - wpisuje się to całkiem dobrze w cały "koloryt" miejsca. Nie się nie zauważyć, że w honorowym miejscu góruje nad całością ogromny pomnik "ich" papieża - Jana Pawła II.
Po południu uciekliśmy przed słońcem do ogromnego parku w centrum miasta.Uciekliśmy z.. chyba połową mieszkańców ;)
Park pełen jest atrakcji dla dzieci i dorosłych, więc miejscowi udają się tam masowo całymi rodzinami. Mimo to udaje tam się znaleźć zaciszniejsze miejsca. Nam np. udało się posłuchać improwizowanego mini koncertu: kilka rodzin spotkało się ze swoimi instrumentami, żeby wspólnie pomuzykować:
Dla nas, i nie tylko dla nas ;) - klimat niepowtarzalny
Wieczorem - wizyta na placu Garibaldi. Margharitę podają tam w półlitrowych pucharach.. Całkiem dobra :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz