Tytuł w zasadzie mówi wszystko. Mamy szczęście przeżywać kolejne załamanie pogody. Pokonując typowo włoskie trudności komunikacyjne:
niedziela, 4 października 2020
Alpejska trzydniówka..
czwartek, 1 października 2020
Cappuccino z widokiem..
Zakotwiczyliśmy w Arco na parę dni. Połączenie klimatu śródziemnomorskiego z alpejskim nam sprzyja.. :) Wczoraj był mały trekking, najpierw - na zamek Arco na czubku skały dominującej nad okolicą. Mogliśmy doświadczyć widoku z okna miejscowego księcia, sprzed pięciuset lat. Popijając przy okazji cappuccino.. Potem grzbietem czegoś w rodzaju ogromnego klifu, na który wspina się połowa naszych współspaczy z campingu. Parę godzin wśród skał, z winnicami w dolinach, przy pięknej pogodzie. Momentami - z odrobiną emocji..
Dziś - trzydzieści parę kilometrów na rowerach. Tym razem - doliną płynącej tu rzeki. Winnice, sady, otaczające zewsząd ogromne, skaliste ściany. Pizza i cappuccino po drodze. Chyba lubimy Włochy..
wtorek, 29 września 2020
Cortina... musi poczekać
niedziela, 27 września 2020
Tre Cime - "must do" w Dolomitach
Nocleg z małymi przygodami: wieczorem jakoś tak bardzo głośno zaczęło działać ogrzewanie, więc je... wyłączyliśmy. W końcu gazowe jest, a jak coś nie tak z gazem - wiadomo.. ;). W efekcie - rano w kamperze było 6 stopni.. Kołdrę na szczęście mamy zimową więc spać się dało, ale robienie śniadania w tych okolicznościach - brr.. Potem, jak wyszedłem na zewnątrz to usłyszałem, że nasza głośna praca to nic w porównaniu z innymi kamperami z sąsiedztwa... Zdaje się, że to po prostu nawiew próbował "dać radę" w temperaturze poniżej zera, a ja mu nie zaufałem. Kamperowi neofici, ech.. Potem przygód ciąg dalszy: autobus z miejsca gdzie nocujemy miał nad zawieźć na 2300 npm, gdzie zaczyna się runda wokół Trzech Szczytów, ale okazało się po kilku minutach, że Strada Ciusa, czy jakoś tak. Sznur samochodów musiał czekać aż pojawi się piaskarka bo droga oblodzona.. Dla nas to dodatkowe 550m w pionie, nie planowane. Czego się nie robi dla zdrowia.. Nie pozostało nic innego tylko plecaki w dłoń.. Najpierw do schroniska (strudel jabłkowy + herbatka 🙂), potem - wokół słynnej grupy skalnej. Do południa - widoki z gatunku zapierających. Po południu - zmaganie się z oblodzonym szlakiem. Na szczęście obeszło się bez upadków. Tzn. do czasu.. - wejście na przystanek autobusu miałem efektowne. Ułamek sekundy, kawałek lodu na asfalcie i.. nogi w powietrzu.. Na szczęście w plecaku same miękkie rzeczy, więc lądowanie było równie miękkie jak spektakularne. Fotografa przy tym niestety nie było.., ale był na szczęście w trakcie wycieczki.. Tyle przygód na dziś. Jutro - pranie w Cortinie..




















































