North Cascades NP przywitał nas piękną pogodą. Wjazd do niego od strony wschodniej prowadzi przepiękną, głęboką doliną. Najpierw przejechaliśmy kilkadziesiąt km w górę rzeki, poszukując jakiegoś szlaku do mini trekkingu. Niestety na wysokości około 1500 mnpm leży tu ciągle śnieg, więc nic dostępnego nie udało sie znaleźć. Potem trasa prowadzi w dół - nawet nie zauważyliśmy kiedy strumień w dolinie nam się "zmienił" i teraz podążamy z prądem. Ukoronowaniem trasy jest wspaniały widok na Diablo Lake - sztuczne jezioro o turkusowych wodach.
W okolicy udało się też znaleźć dostępny szlak więc około 4h spędziliśmy najpierw podchodząc do "Prismatic Lake", a potem wracając. Trochę nam dało to w kość, bo podejście kilkaset metrów non stop w górę.. Ciepło, atmosfera piknikowa, prawie nikogo w okolicy - tu jeszcze jest przed sezonem.
Przejazd trasą widokowa przez góry został otworzony dopiero w maju. W niektórych miejscach na poboczu całe zwały śniegu - ślady po lawinach..
W okolicy udało się też znaleźć dostępny szlak więc około 4h spędziliśmy najpierw podchodząc do "Prismatic Lake", a potem wracając. Trochę nam dało to w kość, bo podejście kilkaset metrów non stop w górę.. Ciepło, atmosfera piknikowa, prawie nikogo w okolicy - tu jeszcze jest przed sezonem.
Przejazd trasą widokowa przez góry został otworzony dopiero w maju. W niektórych miejscach na poboczu całe zwały śniegu - ślady po lawinach..
Ostatni dzień przed wyjazdem to krótka wizyta w Seattle. Ponieważ do południa pogoda deszczowa więc najpierw zajrzeliśmy do Pacific Science Center (czy jakoś tak..). Wystawa czasowa o terakotowej chińskiej armii (+ ciekawy film o Chinach) i "motylarium" uratowały sytuację, inaczej byłaby porażka.
Po południu trochę się powłóczyliśmy w okolicach Downtown i nabrzeży. Miasto nie "zwaliło nas z nóg", rownież spore ilości ludzi pod wpływem narkotyków na ulicach jakoś nie wyglądają specjalnie zachęcająco..
Po południu trochę się powłóczyliśmy w okolicach Downtown i nabrzeży. Miasto nie "zwaliło nas z nóg", rownież spore ilości ludzi pod wpływem narkotyków na ulicach jakoś nie wyglądają specjalnie zachęcająco..
Powoli przyzwyczajamy się do myśli o powrocie. Wracając do hotelu trzymam się, za radą GPSa, czterech prawych pasów przy zjeździe. To już ostatnie "amerykańskie klimaty". Jutro około ósmej rano zaczynamy ponad 30h powrót do Polski..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz