piątek, 9 czerwca 2017

07-08.09 "Trzymaj się czterech prawych pasów", czyli przez góry do Seattle

North Cascades NP przywitał nas piękną pogodą. Wjazd do niego od strony wschodniej prowadzi przepiękną, głęboką doliną. Najpierw przejechaliśmy  kilkadziesiąt km w górę rzeki, poszukując jakiegoś szlaku do mini trekkingu. Niestety na wysokości około 1500 mnpm leży tu ciągle śnieg, więc nic dostępnego nie udało sie znaleźć. Potem trasa prowadzi w dół - nawet nie zauważyliśmy kiedy strumień w dolinie nam się "zmienił" i teraz podążamy z prądem. Ukoronowaniem trasy jest wspaniały widok na Diablo Lake - sztuczne jezioro o turkusowych wodach.




W okolicy udało się też znaleźć dostępny szlak więc około 4h spędziliśmy najpierw podchodząc do "Prismatic Lake", a potem wracając. Trochę nam dało to w kość, bo podejście kilkaset metrów non stop w górę.. Ciepło, atmosfera piknikowa, prawie nikogo w okolicy - tu jeszcze jest przed sezonem.





Przejazd trasą widokowa przez góry został otworzony dopiero w maju. W niektórych miejscach na poboczu całe zwały śniegu - ślady po lawinach..
Ostatni dzień przed wyjazdem to krótka wizyta w Seattle. Ponieważ do południa pogoda deszczowa więc najpierw zajrzeliśmy do Pacific Science Center (czy jakoś tak..). Wystawa czasowa o terakotowej chińskiej armii (+ ciekawy film o Chinach) i "motylarium" uratowały sytuację, inaczej byłaby porażka.






Po południu trochę się powłóczyliśmy w okolicach Downtown i nabrzeży. Miasto nie "zwaliło nas z nóg", rownież spore ilości ludzi pod wpływem narkotyków na ulicach jakoś nie wyglądają  specjalnie  zachęcająco..



Powoli przyzwyczajamy się do myśli o powrocie. Wracając do hotelu trzymam się, za radą GPSa, czterech prawych pasów przy zjeździe. To już ostatnie "amerykańskie klimaty". Jutro około ósmej rano zaczynamy ponad 30h powrót do Polski..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz