czwartek, 4 lipca 2019

Z Nevady do Kalifornii - szlakiem kontrastów

Wczoraj wieczorem i dziś od rana pojechaliśmy Dolinę Śmierci od wschodu a potem od północy. Oprócz tego dzikiego miejsca Nevada kojarzyła mi się jeszcze z Vegas. A poza tym - pustynie, pustynie, pustynie. I tajemnicze instalacje wojskowe. Spodziewałem się więc dość monotonnego dnia i dużej ilości piachu.. Tymczasem zaczęło się od przepięknej kotliny wypełnionej Joshua Trees aż po horyzont, otoczonej że wszystkich stron górami.


Krajobraz surowy ale z przewagą zielonego. Potem.. - pastwiska i zwierzęta. I zbiorniki wody - jeziorka i kanały ( chyba) nawadniające. I mnóstwo ptaków zrywających się wprost pod koła samochodu ( dwa trafione na pewno niestety - starłem ślady z maski..). W pustynnej Nevadzie.. Potem wspinaczka na przedgórze wschodniej Sierry z pięknymi skałami. Przystanek nad turkusowym jeziorem Mono z wulkanicznymi tufami (d...y nie urywa, ale miejsce urocze :) ) i ostatnie hamburgery w tej podróży.


Następnie - przepaście drogi na przełęcz Tiago - najwyższy punkt naszej podróży ( ca 3000 mnpm), a potem łagodne, niekończące się serpentyny wśród surowych, zbitych granitów Half Dome i innych olbrzymów Yosemitee.



Wszystko w jeden dzień. A miał być tylko dojazd w pobliże lotniska. Ostatecznie wylądowaliśmy 2.5h od San Francisko. Ameryka już cała udekorowan na jutrzejsze święto, a my - spakowani. Jutro na lotnisku odbędzie się jak zwykle "rytualne" ważenie - zobaczymy czy będzie jeszcze jeden problem do rozwiązania. Na moje oko - jesteśmy na styk z wagą.  Trochę nam się sztuki nie zgadzają, ale będziemy jutro trochę blondynkami - może się nie czepią. Potem jeszcze tylko 20h podróży i - witajcie stare kłopoty :).

środa, 3 lipca 2019

White Pocket czy Nord Rim

Ostatni nocleg wypadł poza strefą przyjazną internetowi, ale w miejscu bardzo przyjaznym turystom :). To był nasz ostatni camping na tym wyjeździe więc uczciliśmy go godnie ogniskiem ( paczka drewna - ca 6$ za sztukę :) ) i czteropakiem kalifornijskiego wina. 4x100 znaczy, bez szaleństw - takie były na pobliskiej stacji benzynowej.
Wcześniej - niestety "polegliśmy" w drodze do White Pocket - miejsca wyjątkowego ale  trudno dostępnego. Widocznie nie było pisane.. Wycofaliśmy się po 2h walki z piachem i kamieniami/korzeniami. Pod koniec zaczęło się robić dramatycznie - koleiny na moje oko ponad 20 cm, prawie brak drogi, pod górę, auto ledwo dawało radę. Nie było szans. Potem okazało się że podstawowym błędem było zaufanie googlom :( . Trasę na tych bezdrożach trzeba było wyznaczyć samemu. Też miało być trudno ale pbnie nie aż tak. No szkoda.. Wyjątkowych zdjęć nie będzie 😞.
Na pocieszenie zostało odwiedzić mniej uczęszczaną stronę Grand Kanionu - Nord Rim właśnie. Pojechaliśmy tam po południu i poczekaliśmy do zachodu słońca. Grand Canyon zawsze będzie robił wrażenie, ale jeśli kiedyś będę organizował wycieczkę na zachód Stanów to zabiorę ją jednak na South Rim ;).
Dziś zrobiliśmy już trochę drugi powrotnej, zatrzymując się to tu to tam.. Jutro - najpierw przez pustynię w stronę jeziora Mono, potem - górską trasą przez Yosemitee ( trzy tyg. temu była zamknięta z powodu śniegu.. ) a pojutrze rano - pakowanie się do samolotu. Wszystko co dobre... wiadomo..




poniedziałek, 1 lipca 2019

Śniadanie ( i kolacja) z widokiem - Monument Valley

Doliny Monumentów nie było nawet w tzw. szerokim planie podróży.. No właściwie planu dokładnego nie było.. Zresztą i tak wszystko się wywróciło, więc nie powinno być zaskoczeniem że postanowiliśmy wpaść na wschód słońca do doliny Monumentów, świętego miejsca Indian Navajo. Obszar nie jest parkiem stanowym tylko parkiem Indian Navajo właśnie. Wczoraj po południu wyjechaliśmy na asfaltową drogę w okolicach Page (śladów Marcina i jego rodziny w mieście jeszcze nie zdążył przykryć czerwony pył okolicznych gór :) ), i postanowiliśmy wrócić do miejsca, które kilka lat temu odwiedziliśmy tylko pobieżnie. I nie o wschodzie słońca. Było warto. Po porannym "rytuale" fotograficznym i małej kłótni (☺) przyszedł czas na bardzo bliski kontakt z górami.







Było praktycznie pusto i cicho - tylko szczekanie psów mieszkających tam Indian, zapach koni i ogromne, surowe, czerwone skały.. Objechaliśmy spokojnie całą dolinę, potem zjedliśmy śniadanie z widokiem..



( kolacja też była z widokiem)..



i w drogę - przez ogromne terytoria rezerwatu Navajo, zaglądając czasem do.. sauny ( sauna łączy narody :) ) :


a czasem - w miejsca zamieszkiwane setki lat temu przez przodków dzisiejszych Indian



( ta prawa nisza na zdjęciu mieściła wioskę skalną około 200 mieszkańców).

Potem jeszcze około 2h na zachód i nocleg tuż przy Marble Canyon - wróciliśmy nad Kolorado.




Jutro - znów poza ubite szlaki. Odwiedzimy miejsce które wygląda w opisach bardzo kusząco - trzeba do końca wykorzystać nasze 4x4. Zajrzymy do White Pocket..

niedziela, 30 czerwca 2019

Poza głównymi drogami cd. - Willis Creek

Dziś krótko bo Internet słaby. Na wieczór wylądowaliśmy na kempingu KOA zaraz przy wjeździe do.. Monument Valley. W planetach tego nie było ale uznaliśmy, że chodzenia w upale już wystarczy. Mamy zamiar wstać na wschód słońca. Się zobaczy..
Wcześniej były najpierw wieczorne spacery po Bryce Canyon, a rano - wycieczka dnem kanionu Willis Creek. To miejscami tzw. "Narrows", tzn. że ściany kanionu zwężają się ub góry, niemal się stykając ze sobą. 4h spokojnego spaceru :). Z kolei Bryce wieczorem wygląda pięknie. Mnóstwo specyficznych formacji nagromadzonych w jednym miejscu sprawia wrażenie budowli/kamiennego miasta. Można dostrzec zamki, katedry, wieże, pałace, fragmenty murów miejskich. Trzeba tylko trochę uruchomić wyobraźnię..







sobota, 29 czerwca 2019

Kaniony szczelinowe (slot canyons) - tylko dla szczupłych ?

Kontynuujemy atrakcje z cyklu: "spoza ubitych ścieżek". Grand Staircase Escaliante ma do zaoferowania sporo, my zdecydowaliśmy się zobaczyć dwa z wielu w okolicy kanionów szczelinowych. Naprawdę szczelinowych.. W niektórych miejscach musiałem naprawdę mocno wciągnąć brzuch, przeciskać się na siłę sprawdzając czy głowa się nie zaklinuje, pchać plecak przed sobą i posuwać ruchem falującym, czyli: będąc zapartym brzuchem i plecami o ściany kanionu wzbudzać ruch falujący poszczególnych części ciała, tak żeby korpus przesuwał się w bok bez użycia stóp, bo na stopy miejsca nie ma. No wiem że brzmi to trochę niejasno, ale tak to wyglądało :). Ci co widzieli "127 godzin" mogą sobie trochę lepiej wyobrazić..
Żeby dotrzeć do Peek-E-Boo i Spooky trzeba najpierw przejechać 50 km po bezdrożach a potem, najpierw zejść w dół, następnie - odrobinę się wspiąć:


żeby zaraz z ciekawością zajrzeć co jest dalej:




5h w upale, spory wysiłek fizyczny, sporo błądzenia i pytania o drogę, doświadczenie - unikalne :).

W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszce o "Diabelski ogród" :



Około 17tej, po najlepszym hamburgerze w mieście ( jak zwykle ;) ), tym razem z krążkami, lądujemy w motelu żeby się odświeżyć. Bo na dziś są jeszcze plany na zachód słońca :). 

piątek, 28 czerwca 2019

Kolor dnia: żółty

Po czerwieniach, zieleniach, szarościach i miedziach ostatnich dni dziś kolorem dominującym był żółty. Tak z daleka wygląda obszar Grand Staircase-Escalante.



Wyruszyliśmy o świcie stanową 12ką, uważaną przez wielu za najpiękniejszą trasę widokową Stanów ( patrz zdjęcie wyżej ;).  Całkiem niedługo po starcie mogliśmy się przekonać dlaczego, kiedy okazało się, że znajdujemy się na szczycie ogromnego żebra skalnego o szerokości niewiele większej od szerokości drogi. Wysokość - ponad 2500 mnpm, przepaście po obu stronach kilkusetemetrowe. Emocje zapewnione zarówno dla kierowcy jak i pasażera. Dobrze, że wróciło mi poczucie głębi :).
Dziś w planie mieliśmy trochę pochodzić - udało się tylko częściowo. Najpierw doliną Calf Creek, szlakiem może nie super ciekawym ale prowadzącym do cudownego miejsca.



Po południu uciążliwość upału próbowaliśmy zminimalizowac wybierając szlak doliną rzeki Escalante. Nie pomogła nawet konieczność kilkukrotnego przechodzenia przez koryto rzeki - upał powodował, że z radości wakacji robiła się walka o przetrwanie. A zdaje się jesteśmy tu dla przyjemności ;).




Dlatego Natural Bridge, łuk skalny i inne ciekawostki szlaku trzeba będzie obejrzeć w internecie.. :)
Kolejne dni dostosujemy do dzisiejszego doświadczenia. Wycieczkę do kanionu slotowego zaczniemy jutro tak wcześnie jak się da, żeby uniknąć 35 stopniowego upału. Tylko, ze rano jest zaledwie plus 5, hmm...

czwartek, 27 czerwca 2019

Out of the bitten tracks - Cathedral Road

Capital Reef rzeczywiście nie jest pierwszym wyborem turystów przyjeżdżających do USA. Dla nas był pretekstem do małego off road - wybraliśmy się do dzikszej części parku. Około 100km po piaszczystej, miejscami kamienistej drodze. Mnóstwo wyschnietych koryt strumieni, na koniec - przeprawa przez małą rzeczkę, jakieś 15cm głębokości, trzeba było podjechać trochę pod prąd ;). Wszystko razem zajęło nam około 7h. Najpierw jakieś 30km dnem doliny, ze wspaniałymi formacjami skalnymi, rzeczywiście przypominającymi katedry, potem - wspinaczka na krawędź klifu, następnie - powrót wśród wielokolorowych gór, wśród krajobrazu iście marsjańskiego..  Na campingu około szóstej - mamy spot z widokiem :).
Dziś pierwsze piwo na wyjeździe - od czasu pechowego dnia.. No i jest czas na pranie, w oczekiwaniu na które można uzupełnić bloga :). Jutro udajemy się na południe, trochę pochodzimy. Trzeba wstać wcześnie bo w Utah upały jak w Polsce - wczoraj dochodziło do 40 stopni..













środa, 26 czerwca 2019

Island In The Sky

Nazwa oddaje charakter. Canyonlands jest jak zawieszony w powietrzu. Żeby obejrzeć wspaniałe formacje klifów, kominów, ścian, osuwisk,  trzeba patrzeć z płaskowyżu ( "wyspy" :) ) - w dół. Da się oczywiście zjechać na dno - drogą "dla orłów", która została po kopalniach uranu. Nam wystarczyło samo patrzenie - wzbudza wystarczająco dużo emocji.. Park to kolejna z atrakcji których lepiej nie opisywać tylko zobaczyć. Wstaliśmy przed świtem bo było warto. Dead Horse Point wygląda o tej porze jak dno piekła.



Potem powrót do obozu na śniadanie, i po zwinięciu się - dalej do parku..




Około południa zjeżdżamy do Moab na najlepszego hamburgera w mieście, potem decyzja - jedziemy dalej widokową 95ką, choć to dużo dalej. Okazuje się być strzałem w dziesiątkę. To jakby jechać 100 mil przez kilka parków jeden za drugim i zupełnie za darmo :). Na nocleg do Hanksville, które leży w absolutnym środku niczego, zjeżdżamy tuż przed zmrokiem. Jeszcze mam przed oczami rozlewiska (tak tak :) ) rzeki Kolorado widziane z lotu ptaka.. Poniżej parę migawek z drogi:




Jutro - park, do którego dociera mniej ludzi. Można powiedzieć że jest poza grupą parków, które można nazwać "klasycznymi". Przekonamy się czy słusznie. Na własne oczy :)