czwartek, 3 maja 2018

02.05 Islandia południowa 

Powiedzieć że na Islandii pogoda jest zmienna to nic nie powiedzieć. Juz drugi raz po wieczornej śnieżycy rano mamy czyste niebo. W drugą stronę zresztą też siię zdażało.. Noc spędziliśmy w okolicach Vik wiec rano najpierw na plażę. Czarną plażę. Wciśniętą cześciowo między klif a ocean, częściowo - szeroką na kilkadziesiąt metow i ciągnącą się jakieś 2-3 km. Miejsce tyleż urokliwe co niebezpieczne, o czym ostrzegają wielokrotnie tablice przy wejściu. Fale są zdradliwe wiec trzeba b. uważać, szczególnie ze miejsce jest magiczne i łatwo się zapomnieć. A po co komu potem te niepotrzebne konflikty :), że o ryzyku nie wspomnę. Tak czy inaczej - dzień ropoczął sie bajkowo..
Niedaleko jest miejsce o nazwie Dyrhólaey - coś w rodzaju klifu/góry przybrzeżnej, na ktory wjechać można samochodem. Waaarto popatrzeć z tej góry. Wczoraj wieczorem stwierdziłem w rozmowie ze do pełni szczęścia brakuje mi na tym wyjeździe maskonura w gnieździe. No i.. spełniło się. 2-3 metry od nas. Najpierw wyczłapał jeden (chyba ona..), zaraz potem drugi (chyba on bo łepek jakiś taki szarawy..). Rozejrzały się, wyprostowały skrzydła, zrobiły kilka kroków i.. wlazly  z powrotem do dziury. Wszystko może minutę trwało. To sie nazywa znaleźć się we właściwym miejscu i czasie. Widzieliśmy w okolicy mnóstwo mew i innych ptaków, ale maskonura żadnego..

Po drodze były pózniej trzy kolejne wodospady. Trzeba powiedzieć, ze każdy robił wrażenie choć na inny sposób.. Za jednego z nich można było wejść nawet. Znaczy - za spadający z kilkudziesięciu metrow strumień wody. Kąpiel mimo woli, ale warto. Jesli o kąpieli mowa, to była rownież dzis ta prawdziwa, w cieplej wodzie. Prawie sto lat temu pewien zapalony Islandczyk zbudował w górach basen, z przemyślnym systemem ogrzewania (albo ranczej - studzenia) wody i do dzis można sie kapać z przepięknym widokiem na otaczające szczyty, pokryte jeszcze śniegiem. Temeperatura powietrze w tym miejscu dzis to 5 stopni. Wyjść z wody za przyjemnie nie było... ale to tyl,ko kilka chwil, dopóki człowiek nie założy czapki..
Dzień zakończył sie wizytą nad Gulfoss'em, ktory jest ogromny, zeby nie rzec - monumentalny, jesli wodospad taki może być, i krótkim spotkaniem z gejzerem Gejzerem ( Geysir w oryginale..). Inaczej byc nie mogło, wszak to Islandczycy wymyślili gejzery..Ten oryginalny Geysir jest póki co uśpiony, wiec trzeba liczyć na jego sąsiada, ktory wybucha co jakiś czas. No dobrze - nie wybucha tylko prycha na widzów.. Na nas prychnął na kilkanaście metrow w górę. Gdyby nie wizyta w Yellowstone to człowiek by tak nie marudził, a tak..
Jutro jeszcze kilka godzin włóczenia sie a potem powrót. Na szczęście zostanie parę zdjęć..







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz