Ostatnie dwa dni to kolejna zmiana klimatu. W przenośni i sensie dosłownym. Monte Verde leży na wysokości około 1500 mnpm co skutkuje tym że jest tu bardziej sucho i chłodniej niż na wybrzeżu, a las nie jest już „rain” tylko „cloud”. Dla laika przy pobieżnej obserwacji oznacza to mniej „gąszczu” na dole i więcej wyniosłych/dużych drzew. Chyba wolę ten :). Wybraliśmy na dziś Curi-Cancha, niewielki prywatny rezerwat położony kilka km od „oficjalnego” rezerwatu Monte Verde. Wyjście tym razem nie miało być „birdwatching” tylko „natural”, zaczęliśmy więc trochę później. Na miejscu okazało się, że przewodnik jest.. pasjonatem ptaków, i jak tylko potwierdziliśmy, że ptaki nam nie przeszkadzają :), to akcenty się nieco zmieniły ;). Trzeba powiedzieć, że widać było jak duże znaczenie ma to jak dobry jest przewodnik na takich wycieczkach. Pasję Roberto dało się wyczuć od razu. Jeśli dołożyć do tego ogromną wiedzę, znajomość terenu i doskonały angielski, to nie trzeba się domyślać z jakim poziomem satysfakcji kończyliśmy nasz „tour”. Mogliśmy dowiedzieć się mnóstwa ciekawych rzeczy nie tylko o ptakach, ale o różnych ekosystemach, drzewach, zwyczajach zwierząt, etc. Mogliśmy nie tylko wyszukiwać poszczególne „egzemplarze” na drzewach, co wychodziło naszemu przewodnikowi doskonale (no. młoda puchata sówka z matką, czy największy żyjący tu koliber wypatrzony w gąszczu), ale też zajrzeć do paru gniazd (niemożliwych do odszukania dla zwykłego śmiertelnika) czy podejrzeć, co słychać w dziupli keel billed tukana. Same wisienki na torcie. I jeszcze spotkanie z zielonym emerald tukanetem, którego „przydybaliśmy” przypadkiem przy gnieździe innego ptaka ukrytym w skarpie, jak wyciągał jajka (znaczy - jajka tego ptaka..). Teraz wiem po co mu taki długi dziób.. Wśród wielu rzeczy, których się dziś dowiedzieliśmy jest i ta, że tukany tylko tak pięknie wyglądają, a tak naprawdę to wredne dranie: jedzą wszystko, nie tylko owoce, ale też młode i jaja innych ptaków. Trzy godziny zleciały szybko. Potem jeszcze smoothie w Café Colibri, obiad w naprawdę wyjątkowej Sodzie pod chmurką i dobra miejscowa kawa, bo w tym regionie się ją uprawia. Wygląda, że długo jeszcze nie będę smakoszem - za cholerę nie mogłem odróżnić od siebie czterech rodzajów wystawionych do próbowania. Widocznie wszystkie były doskonałe..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz